Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Co skrywa białoruska część Puszczy Białowieskiej?
Mieczysław Pawłowicz, 26.04.2018
Białowieżę szturmują tłumy turystów, ale posterunek graniczny nawet w długi weekend świeci pustkami. To poniekąd dobrze, bo nieliczni chętni mogą się szybko odprawić i już po kilku minutach przejść przez żelazną bramę. Niektórzy odchodzą z kwitkiem – to ci, którzy zbyt mocno uwierzyli w slogan „bez wiz”. Tych co prawda do zwiedzania białoruskiej części leśnych ostępów nie potrzebujemy, ale paszport i przepustka są niezbędne. Granica podzieliła Puszczę Białowieską dopiero po II wojnie światowej. Wcześniej cały las był pod jednolitym zarządem – czy to polskich królów, czy rosyjskich carów. Postawienie zasieków skutecznie przeszkodziło zwierzętom w swobodnych wędrówkach.
Teraz część zasieków zniknęła, ale to nie znaczy, że zewnętrzna granica Unii Europejskiej i NATO jest mniej pilnie strzeżona. Lokalna prasa co rusz donosi o amatorach selfie z tablicą graniczną. Taką przyjemność można przypłacić mandatem w wysokości 500 złotych. Lepiej więc przekraczać granicę w legalny sposób. Tym bardziej że tuż za nią srogość i powaga białoruskich funkcjonariuszy ustępują serdeczności i gościnności zwykłych ludzi.
Tych jednak wcale nie znajdziemy tak blisko. Choć przejście w Białowieży jest pieszo-rowerowe, to dystanse w białoruskiej części Puszczy Białowieskiej są spore jak na możliwości piechurów. Muszą oni wykupić wycieczkę lub skorzystać z bezpłatnego autobusu odjeżdżającego dwa razy dziennie do Kamieniuków.
Inny wariant to pięciokilometrowy spacer do Muzeum Rzemiosła i Tradycji Ludowych. Wybudowany trzy lata temu skansen leży na Carskim Trakcie, głównej drodze biegnącej wprost z przejścia granicznego. W muzeum prezentowane są tradycyjne rzemiosła, którymi trudnili się mieszkańcy puszczańskich wsi. Działa tu też restauracja, chyba najlepsza spośród wszystkich w strefie bezwizowej.
Kuchnia białoruska nie jest co prawda wielkim zaskoczeniem, zwłaszcza dla mieszkańców wschodniej Polski, ale niektóre nazwy mogą okazać się nieoczywiste. Warto spróbować blinów oraz draników, jak nazywa się tu placki ziemniaczane, a także uchy, czyli zupy rybnej.
Słynny „puszczański napitok” – miejscowy bimber o mocy dochodzącej do 40% – lepiej kupić na wynos i zostawić na toast po skończonej wycieczce.
Puszcza Białowieska rowerem
Z alkoholem trzeba uważać, bo najlepszym sposobem na zwiedzenie białoruskiej części Puszczy Białowieskiej jest wycieczka rowerowa. W przeciwieństwie do szlaków po polskiej stronie granicy na Białorusi wszystkie dostępne dla turystów trasy są wyasfaltowane. Rowery górskie nie są więc konieczne – w zupełności wystarczą trekkingowe. Ścieżkę łączącą największe atrakcje turystyczne bez trudu pokonają nawet niezbyt wytrawni kolarze, o ile tylko wyruszą odpowiednio wcześnie.
Dom Dziadka Mroza
Jako perełkę puszczy nasi sąsiedzi zachwalają dom Dziadka Mroza. Wschodni odpowiednik Świętego Mikołaja mieszka ok. 10 km od przejścia granicznego. Jego rezydencję otacza ogród pełen drewnianych rzeźb przedstawiających postaci głównie z rosyjskich i białoruskich bajek. Przemawiają one zwłaszcza do rodziców i dziadków, którym przypominają się nieśmiertelne pojedynki Wilka i Zająca. Z kolei dzieci wychowane w erze elektronicznej słuchają tych opowieści jak bajek o żelaznym wilku.
Jest tu także Magiczny Młyn, który złe uczynki obraca w proch i pył, Ścieżka Dobrych Życzeń, na której możemy wybrać zdrowie, urodę lub bogactwo, oraz ustawiony w półkolu słowiański kalendarz.
Największą atrakcję stanowi jednak bezsprzecznie sam Dziadek Mróz. Trzeba go wywołać z jego drewnianego pałacyku. Gdy się pojawia, młodsze dzieci stają z otwartymi z wrażenia buziami, ale i starsi się uśmiechają. Dziadek Mróz sypie żartami po rosyjsku lub białorusku. Nie trzeba czekać na niego do Bożego Narodzenia, a raczej – według zwyczaju naszych sąsiadów – do Nowego Roku. Urzęduje tu przez cały rok. I co najlepsze, wszystkich uznaje za grzecznych, bo każdy dostaje na koniec wizyty słodki prezent.
Mieszkańcy puszczy
Z Ogrodu Bajek ruszamy do oddalonej o 10 km siedziby parku narodowego w Kamieniukach. Położona na skraju lasu osada jest centrum turystycznym białoruskiej części puszczy. Działa tu Muzeum Przyrody, jest sporo miejsc noclegowych, a także woliery. Pod nazwą tą kryją się jednak nie siatkowe klatki dla egzotycznych ptaków, lecz olbrzymie ogrodzone wybiegi, na których podziwiać można żyjące w puszczy zwierzęta. Dopóki zima nie skuje mrozem leśnych ostępów, łatwiej zobaczyć je właśnie tutaj. Trzeba będzie się jednak zdrowo nachodzić, bo ten nietypowy ogród zoologiczny ciągnie się niemal dwa kilometry (przyda się rower!) i jest o wiele większy niż rezerwat pokazowy w Białowieży. Zobaczymy tu oczywiście króla puszczy.
Populacja żubrów po białoruskiej stronie granicy liczy około 500 osobników, jest więc nieco mniejsza niż po polskiej (ok. 600 sztuk). Co jednak najważniejsze, obie części puszczy tworzą największą ostoję tego ssaka na świecie.
Poza żubrami szczególną uwagę warto zwrócić na wilki. Na Białorusi dopiero od trzech lat wprowadzany jest program odbudowy tego gatunku, bazujący na polskich doświadczeniach. Póki co zwierząt tych jest tu zaledwie kilkanaście. Z tym większym zainteresowaniem przyglądamy się im zza siatki. One nie zwracają na nas uwagi. Wystarczy jednak, że ktoś sięga do plecaka po kanapkę, a przybiegają z najdalszych krańców wybiegu.
Dokarmianie jest oczywiście surowo zabronione, jak w każdym ogrodzie zoologicznym, więc nie dzielę się drugim śniadaniem. W duchu cieszę się, że ogrodzenie zostało niedawno wzmocnione i odnowione, bo inaczej musiałbym się pewnie pożegnać z kabanosami.
Podczas powrotu do Polski to nam staje na drodze jeszcze mocniejsze ogrodzenie. Wyglądająca na mapie na najkrótszą trasa z Kamieniuków do granicy okazuje się zamknięta. Trzeba ominąć jednostkę wojskową. Najwyraźniej i Białorusini pilnują wschodniej granicy NATO.
Informacje praktyczne
Wiza turystyczna kosztuje 100 zł i na jej wydanie czekamy kilka dni w ambasadzie Białorusi w Warszawie. W ramach programu „bez wiz” przepustkę wyrobimy z dnia na dzień, a nawet w kilka godzin, za pośrednictwem strony internetowej Białoruskiego Parku Puszczy Białowieskiej: bezvizy.npbp.by. Można z nią zwiedzać puszczę do 10 dni. Opłata wynosi 10 rubli białoruskich (BYR), czyli około 20 zł. Przepustkę, którą otrzymamy mailem, musimy wydrukować i okazać pogranicznikom.
Przejście w Białowieży jest piesze lub rowerowe i czynne od 8 do 20 (od 9 do 21 po wschodniej stronie granicy). Konieczne jest wykupienie ubezpieczenia (ok. 15 zł na trzy dni). Od 1 stycznia 2018 r. program bezwizowy obejmuje także gminy na południe od Kamieniuków. Można więc przekraczać granicę np. w Połowcach. Przepustka jest ważna 10 dni i kosztuje od 50 zł. Samochód i tak trzeba jednak zostawić w Kamieniukach. Szczegóły na: bezviz.by.
Rowery można wypożyczyć po białoruskiej stronie (20 BYR/4 godz.), ale lepszy i tańszy (30 zł/dzień) sprzęt mają wypożyczalnie w Białowieży. Z granicy do Kamieniuków dojedziemy bezpłatnym autobusem o 11 i 18.30 czasu białoruskiego. Powroty z Kamieniuków o 10.30 i 18.
Za noc w pokoju 2-os. w hotelu w Kamieniukach zapłacimy ok. 70 BYR. Wizyta u Dziadka Mroza kosztuje 8,50 BYR (można płacić kartą), w Muzeum Przyrody w Kamieniukach – 3,50 BYR. Zwiedzanie wolier: 3 BYR (tylko gotówką). Bank w Kamieniukach czynny śr.-niedz. w godz. 10-17.
Polub nas na Facebooku!
Zobacz również:
- Kultowe knajpki w Kazimierzu nad Wisłą. Sprawdzone adresy
- Ciekawe miejsca, lokale i noclegi w Krynicy Zdroju
- Biebrza i jej rozlewiska to inny świat. Najlepiej odkrywać go z tratwy
- Były ruiny – są puby i pracowanie. Kamienice w Budapeszcie żyją nowym życiem
- Najlepsze miejsca na kawę w Warszawie. 10 kawiarni w Śródmieściu z genialną...
- Majówka wśród Słowian, czyli Archeologiczna Wiosna w Biskupinie