Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Czechy na weekend. Jak Pilzno to koniecznie browar! Wszystkie atrakcje piwnej stolicy Czech
Anna Mojżyszek, 8.12.2018
NA TEMAT:
Smukła szklanka bursztynowego napoju, na górze czysta, biała jak śnieg piana. Ustami czujesz jej aksamitność, a gdy przechylasz szklankę – przyjemną gorycz z kwiatowymi aromatami. Do tego odpowiednia temperatura, zarówno płynu, jak i otoczenia. Ideał. Tak wyobraża sobie tę chwilę wielu piwoszy. I z taką nadzieją przyjeżdżają do miasta, które nierozerwalnie jest z piwem kojarzone. Większość turystów zaczyna w Pilźnie od zwiedzania browaru – Brama do mekki – mówi Martin, piwowar z konkurencyjnego Purkmistra. To tu wszystko się zaczęło. Piwo warzono już w XIII wieku, ale słynnego pilsnera napić się można od 174 lat. Dziś produkuje się tysiące hektolitrów, wypijanych w czeskich gospodach i barach na całym świecie. Browar zwiedzają głównie goście z Czech, Niemiec, oraz… Tajwańczycy, którzy obierają Europę za cel podróży poślubnej.
Przed oczami wirują setki zielonych butelek, w nos wdziera się zapach chmielu. „Woda, chmiel i słód. Nic mniej, nic więcej” – prawidło wypisane na ścianie przyciąga wzrok. Ale już wodzę oczami za dłonią ze szklanką. Piwowar Zdenek Polak z wielką pasją opowiada i uczy, jak cepovat piwo, by wspomniany ideał osiągnąć. Przede wszystkim piwo powinno być nalane na dwa razy. A gdzie wypić wybitnie nalane piwo? – Wiem, ale nie powiem. Bo nie chodzi o miejsce, a o barmana – mówi pan Zdenek. Cóż, pozostaje obserwacja uczestnicząca.
Zabytki Pilzna z lotu ptaka
Pędząc z wywieszonym jęzorem, niczym chart z herbu miasta, w ostatniej chwili wbiegam do katedry św. Bartłomieja. Wspinam się po 301 schodach na wieżę, do 1981 r. najwyższy budynek w Czechach. Widać stąd zabytkową starówkę, nowe dzielnice, zieleń lasów i pól. Przy dobrej pogodzie na horyzoncie majaczy Park Narodowy Szumawa, a tuż za miastem grodzisko Stary Plzenec. – Zanim Wacław II założył Nowe Pilzno, stały tam już trzy ważne budowle: klasztor, karczma i dom schadzek, którego właścicielką była Dorothea – z entuzjazmem opowiada Jaroslav Kraus, miłośnik historii Pilzna. – Klasztoru już nie ma, w karczmie powstała nowa restauracja. A po domu niewiast zostało powiedzenie: „Ona to taka Dorota jest” – Jarda, jak nazywają go przyjaciele, uwielbia tropić ciekawostki o swoim mieście. Wierzyć czy nie wierzyć?
Atrakcje dla ciekawskich
Pan Spejbl urodził się w Pilźnie w 1919 r. Nosi tylko frak i białe rękawiczki. Jak mówi, jego rąk nie skala żadna praca. Ale pracuje do dziś. Jest aktorem, jak jego jedyny syn, urwis Hurvinek. W Czechach zna ich każde dziecko. Ojcem marionetek był Josef Skupa, sławny lalkarz, który w Pilźnie założył teatr. Spejbla wymyślił jako karykaturę typowego mieszkańca małego miasta. To łysy jegomość z dużymi uszami i wytrzeszczonymi oczami. W 1926 r. dołączył Hurvinek, któremu głosu użyczała żona Skupy, Jirina. Kukiełki i lalki to kolejny znak rozpoznawczy Pilzna. Muzeum Marionetek mieści się w przepięknym budynku z elementami gotyku, renesansu i baroku. W XIX w. po całym cesarstwie habsburskim wędrowały objazdowe trupy, a pod koniec stulecia w Pilźnie powstało kilka rodzinnych teatrów lalkarskich. Cieszyły małych i dużych, bo świat marionetek ograniczała jedynie wyobraźnia pociągających za nitki. Dziś lalkarskie spektakle wystawia teatr Alfa.
Pilzno, Muzeum Marionetek, fot. Anna Mojżyszek
Rozrywka czeka też w planetarium Techmania Science Center, gdzie dorośli bawią się jak dzieci, a dzieci zamieniają w dorosłych. Niestraszna tu fizyka, chemia, matematyka i astronomia. Po drodze mijamy ogromne zakłady skodovki, czyli fabrykę samochodów. Emil Skoda, pilźnianin z urodzenia, przejął tutejszą hutę stali. Produkowano w niej lokomotywy i tramwaje, w czasie wojny broń dla Niemców, dziś powstają tu samochody.
Stare miasto Pilzna
Na ulicach starego miasta klídek – pusto, cicho i spokojnie. Raj dla fotografów architektury – nikt nie wejdzie w kadr, nawet na rynku nie ma tłumów. Tylko trakcja tramwajowa i trolejbusowa przeszkadza w perfekcyjnych ujęciach – np. Wielkiej Synagogi. Przypominająca mauretański pałac świątynia jest trzecią największą na świecie. Dziś społeczność żydowska modli się w małej salce z boku, a główna służy za salę koncertową i wystawienniczą.
Pilzno, Wielka Synagoga powstała pod koniec XIX wieku, fot. Anna Mojżyszek
Z wytrwałością wielbłąda, kolejnego bohatera herbu Pilzna, szukam odpowiednich kadrów detali kamienic. Tu lew, tam pan z głową na stole i kuflem w ręce. Najpewniej zamyślony. Naprzeciwko wyczekująca niewiasta. Najpewniej żona. Jest św. Wacław, patron Czech, pilzneńska Madonna, książęta, królowie, smoki, anioły. Trafiam na charakterystyczne Masne kramy (rzeźnię) z 1392 r., gdzie do połowy XX w. sprzedawano mięso. Dziś należy do Galerii Zachodnich Czech – odbywają się tu wystawy, a czasem także śluby.
Nie wszystkich zachwycały pilzneńskie detale. – Ornament to zbrodnia! – krzywił się prekursor modernizmu Adolf Loos, przekonany, że w nowoczesnym świecie zdobienia są zbędne. Urodzony w Brnie austriacki architekt twierdził, że to strata pieniędzy i czasu rzemieślnika. Zamiast skrzydeł aniołka mógłby wykonać kilka prostych elementów albo zwyczajnie odpocząć. A poza tym zdobienia tylko łapią kurz! Od wiosny 2015 r. można zobaczyć kilka mieszkań zaprojektowanych przez Loosa w latach 20. i 30. XX w. dla zamożnych obywateli Pilzna – doktorostwa Voglów, państwa Krausów i Brummelów. Zleceniodawców traktował indywidualnie – uważnie obserwował ich życie, wykonywane zawody i to, jak spędzają czas wolny. Loos twierdził jednak, że mieszkanie powinno być nie tylko funkcjonalne, lecz także ładne. Ornamentami co prawda gardził, ale uwielbiał drogie gatunki drewna, najlepsze marmury, orientalne dywany i ogromne lustra.
Na wieczór ponownie browar
Inaczej nie można tego skończyć. Po całym dniu zwiedzania do kufla piwa najlepiej pasować będzie czeska klasyka – svíckova na smetane (polędwica wołowa z kleksem bitej śmietany), knedliki z gulaszem, no i nakladany hermelín. – To nasza tradycyjna przekąska do piwa, marynowany ser pleśniowy – wyjaśnia Martina Chomatova, wysportowana blondynka. – Zyskała sławę po rewolucji w 1989 r. Warto zadbać też o umęczone ciało. W browarze Purkmistr znów widzę wielbłąda, tym razem w logo. A skąd w ogóle wielbłąd w herbie Pilzna? Nawet on zaspokoi pragnienie w tym mieście? – To dar Turków – mówią jedni. – Wielbłąda zdobyli husyci – twierdzą inni. Jeszcze inni uważają, że Władysław Jagiełło podarował go czeskim rycerzom po bitwie pod Grunwaldem. Swoją drogą aż dziwne, że w herbie Pilzna nie ma piwa. Wszyscy Czesi są z niego dumni, a browarów w całej republice jest moc.
Klidek, czyli spokój i lenistwo na Starym Mieście, fot. Anna Mojżyszek
W Purkmistrzu piwa używa się także do kąpieli. Zanurzam się w drewnianej wannie wypełnionej mieszanką trunku i tajemniczych składników o temperaturze 37 stopni Celsjusza, obok stoi kufel schłodzonego napoju. I byłoby jak w raju, gdyby wzrok nie dosięgał zegara, na którym nieubłaganie upływa czas kąpieli. – Może przedłużę to choć trochę? – przechodzi mi przez głowę. Ale gdy na zegarze pojawiają się zera, woda zaczyna uciekać z wanny. Koniec nadszedł zbyt szybko. Pozostała degustacja „słońca w szklance”. Albo mlika – mleka z piwa. To kufel kremowej piwnej piany, podobno bardzo popularnej w czeskich gospodach. Czy dobrej? Nie wiem. Mogę tylko potwierdzić słowa Martina: – Chmiel czyści, łagodzi i zmiękcza.
Polub nas na Facebooku!
Zobacz również:
- Tramwajem na stok. Liberec potrafi zaskoczyć!
- Tradycja pogodzona z nowoczesnością – dwa oblicza Stambułu
- Pomysł na weekend: Flandria Wschodnia, czyli Belgia jakiej nie znacie
- Koszyce – brama wschodniej Słowacji
- Weekend w Niemczech. Baśniowa Szwajcaria Saksońska
- Soleczniki – zapomniany kawałek Polski na Litwie