Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Wycieczka do Laponii. Wywiad z autorami ksiażki "Laponia. Wszystkie imiona śniegu"
Diana Chmiel, bardziejlubieksiazki.pl, materiały prasowe, red. Marta Radzikowska, 27.02.2019
Diana Chmiel: Najbardziej jesteście znani jako autorzy bloga Bite of Iceland. Czytelnikom daliście się już poznać jako autorzy książki „Rekin i Baran”. Kojarzycie się mocno z Islandią. Jak znaleźliście się w Laponii?
Marta i Adam Biernat: Północ fascynowała nas od dawna, ale poczuliśmy, że ciągnie nas tam na dłużej tuż po studiach. Co ciekawe, to nie Islandię, ale właśnie Laponię odwiedziliśmy jako pierwszą. Już od pewnego czasu wiedzieliśmy, że chcemy przeżyć jakąś wielką przygodę daleko od naszych rodzinnych stron. Nie było to pragnienie jedynie chwilowej zmiany otoczenia. Marzyliśmy, żeby jakaś nieznana, intrygująca przestrzeń stała się naszym nowym domem.
Trochę się głowiliśmy dokąd pognać, ale ostatecznie wybór padł na Norwegię. To właśnie tam zaczęliśmy szukać pracy. Wyznacznik był jeden – oby tylko jak najdalej na północ. Bardzo szybko okazało się, że mamy szansę zamieszkać w osadzie położonej prawie pięćset kilometrów za kołem podbiegunowym. Nie przesadzając, dosłownie oszaleliśmy z radości. Nie zastanawialiśmy się długo. Kupiliśmy bilety w jedną stronę, a plecaki już wkrótce czekały spakowane. Niebawem nasza rzeczywistość zmieniła się diametralnie – ciepłą nadmorską wiosnę zamieniliśmy na wciąż skute lodem fiordy i śnieżną pustynię, pośród której przechadzały się łosie. Trzeba przyznać, że tylko one z taką gracją potrafiły sobie radzić z tak wielkimi zaspami.
Często pewnie słyszycie pytanie, co Was pociąga w zimnych rejonach. Ale też chciałabym usłyszeć odpowiedź, bo to szalenie interesujące!
Na pewno chodzi o specyficzny rodzaj przestrzeni: czasem bardzo surowej, baśniowej, na pewno jedynej w swoim rodzaju i jakby odrealnionej. Na naszą wrażliwość zawsze szczególnie działały typowe północne rejony i to, co niesamowitego mają do zaoferowania. Fiordy, góry, tundra i pustka mimo powiewów lodowatego powietrza są dla nas mieszanką wybuchową. Jest w tym wszystkim jakaś tajemnica. Coś tak przyciągającego, co wciąż każe nam wracać na Północ. Kochamy także tamtejszy bezkres, który ledwie można objąć wzrokiem. Wszystko to daje niesamowite poczucie wolności.
Ile razy słyszeliście pytanie, czy spotkaliście Świętego Mikołaja?
Nieskończoną ilość razy. Dla większości ludzi Święty Mikołaj to słowo klucz dla tego rejonu. To właśnie z nim i bożonarodzeniowym okresem wszystkim kojarzy się Laponia. To chyba właśnie te niekończące się pytania naprowadziły nas na to, że czas pokazać trochę inną twarz Laponii. Pomyśleliśmy, że warto pokazać szerszej grupie ludzi na przykład jak wyglądał tajemniczy świat szamanów z dalekiej Północy.
NA TEMAT:
Czy to był oczywisty wybór, że właśnie Laponia będzie tematem Waszej drugiej książki?
Chociaż temat saamskiej kultury od dawna był nam bliski, to pomysł na książkę pojawił się dość nieoczekiwanie. W każdym razie to właśnie Laponia obok Islandii jest naszym ulubionym północnym terenem.
Łatwiej opowiadać historie obrazami czy słowami?
Obie formy są nam bardzo bliskie, ale dla każdemu z nas coś przychodzi łatwiej niż drugie. Dla Adama to obrazy, dla mnie słowa. Może nadejdzie czas, gdy pokusimy się o zamianę ról, kto wie ☺
“Laponia”, tak samo jak wcześniejsza książka jest zbiorem informacji o danym kraju i jego kulturze. Jak wygląda zbieranie informacji do takiej książki?
Przede wszystkim pochłaniam dużą ilość lektur. Bardzo lubię proces gromadzenia materiałów, śledzenia co i gdzie w trawie piszczy. Czuję się wtedy na swoim miejscu, bo uwielbiam czytać, a do tego i mam naturę szperaczki. Historią Saamów interesowałam się już dawno przed zabraniem się za pisanie „Wszystkich imion śniegu”. Miałam w głowie pewne aspekty ich kultury i postanowiłam po prostu jeszcze bardziej się w nie zagłębić. Z chaosu informacji wyciągałam te najbardziej mi bliskie. Na pewno należą do nich obyczaje. Zawsze fascynowała mnie psychologia historyczna i etnografia. Chciałam zrozumieć, co dawno temu kierowało ludzkimi losami prócz rozsądku. Uwielbiam zagłębiać się w przesądy, wierzenia i zastanawiać się, jak kiedyś funkcjonował umysł przeciętnego człowieka. O czym myślał, gdy zaczynał nowy dzień? W Laponii podobnie jak na Islandii ilość szalonych obyczajów i zabobonów zaskakuje. Niewyobrażalne, że ludzie musieli na co dzień pamiętać o tylu rzeczach! Wszyscy robili, co mogli, byleby nie zdenerwować bóstw i nie napytać sobie biedy w postaci wielkiego pecha.
Nie ma w niej Waszych osobistych historii, przygód, opowieści, w każdym razie nie za wiele. Czemu taka forma? Nie myśleliście, żeby napisać reportaż? Żeby bardziej pokazać własną perspektywę? Opowiedzieć o “swojej” Laponii?
Historia od zawsze była moim konikiem. Nie mogłam się powstrzymać, by nie opowiedzieć o Islandii i Laponii właśnie z takiej z perspektywy. Myślałam o czymś, co mogłoby być czymś na kształt bazy informacji. Takiej, którą może niekoniecznie trzeba czytać od deski do deski, ale do której można sięgać, krok po kroku zagłębiając się w świat, który odszedł już do przeszłości.
Taki etap pisania mam już jednak za sobą, bo odkryłam, że jeszcze bardziej satysfakcjonuje mnie trochę inna forma pracy. Od pewnego czasu pracujemy nad klasycznym gatunkowo reportażem i musimy przyznać, że to coś, co najbardziej nas interesuje. Można śmiało powiedzieć, że zaczęliśmy nowy rozdział – to etap o wiele bardziej osobistego pokazywania północnych historii.
Powiem szczerze, że nie mogę się doczekać! A czy na etapie zbierania informacji dowiedzieliście się czegoś zaskakującego, nowego?
Zaskoczył nas rozmach i pieczołowitość, z jaką podchodzono tu do tak zwanego święta niedźwiedzia. Warto dodać, że w Laponii obdarzano te zwierzęta wielką czcią. Rozbawiła nas na przykład historia o pewnej Saamce narzekającej na trzy żaby mieszkające w jej brzuchu, które zaczynały dokazywać, gdy tylko wyczuły wiosnę. Bardzo lubimy takie historyczne smaczki.
Zdradźcie trochę z własnych doświadczeń – jest jakaś historia, którą zapamiętaliście najbardziej?
Jednym z najpiękniejszych doświadczeń było dla nas obcowanie z północną naturą. Gdy tylko mieliśmy wolną chwilę, chodziliśmy w góry. Przemierzanie lapońskich szlaków, na których nie spotykało się żywego ducha prócz wielkiej ilości zwierząt, dawało nam największą przyjemność. Do woli mogliśmy się zatracać w niewyobrażalnie pięknej scenerii. Pewnego razu, w trakcie jednego z trekkingów coś dziwnego przerwało wspaniałą ciszę, w której wędrowaliśmy. Tajemnicze dźwięki z każdą chwilą nabierały na sile. Serca zaczęły walić nam jak szalone. Okazało się, że znaleźliśmy się na trasie przebiegu wielkiego stada reniferów. Ziemia drżała podobnie jak nasze dłonie. Po raz pierwszy widzieliśmy reny, którym aż tak by się spieszyło. Zazwyczaj prowadzą raczej relaksujący żywot (śmiech). Widzieć te niezwykłe zwierzęta w pędzie, a do tego w tak wielkiej liczbie było czymś zachwycającym.
Co Was zaskoczyło najbardziej w samej Laponii?
Już od pierwszych dni pobytu zaskakiwali nas jej mieszkańcy. Na przykład to, w jaki sposób mierzą się z samotnością. Żyliśmy w miejscu, gdzie do miasta w pełnym tego słowa znaczeniu dzieliło nas mnóstwo kilometrów. Wkoło tylko dzika przyroda. Niełatwo żyć w takich warunkach. Można by więc myśleć, że ludzie żyjący na podobnym przysłowiowym końcu świata lgną do siebie. Nic bardziej mylnego. W zdumienie wprawił nas tryb życia wielu z nich. Niektórzy pośród tej wielkiej pustki nie mieli ochoty nawet na krótkie sąsiedzkie pogawędki. Często żyli sami i były to koleje losu, ale ich świadomy wybór. To natura zdawała się się być ich najlepszym przyjacielem.
Czy Laponia może zostać odebrana negatywnie? Istnieje coś, co Wam się nie podobało, zaskoczyło negatywnie?
Jeszcze na studiach wybrałem się w miesięczną podróż do Laponii. Wędrowałem po górach, między innymi w parku narodowym Padjelanta. Laponia mnie zachwyciła i nie przydarzyło mi się nic, co zaważyłoby na negatywnym odbiorze tej krainy. No może z wyjątkiem tego, że przez tydzień lało jak z cebra i musiałem borykać się z wciąż przemoczonymi ubraniami ☺
Inną sprawą jest to, gdy wybiera się Laponię na nowy dom. Wniknięcie do tak małej społeczności jak ta, w której się znaleźliśmy nie należy do prostych. Tym samym pierwsze tygodnie pobytu były dla nas sprawdzianem. Ludzie z krańców Laponii są wspaniali, ale początkowo bardzo nieufni, czasem nawet oschli i nieprzyjemni. Pomimo euforii wywołanej niesamowitą urodą miejsca, w którym się znaleźliśmy, nie było łatwo się odnaleźć w tym świecie. Droga do ich serc, zdobycie zaufania i w końcu przyjaźni była dość wyboista. Po prostu potrzebowali więcej czasu na oswajanie się z tym, że ktoś zupełnie obcy ni z tego ni z owego stał się ich sąsiadem. Mimo początkowych trudności udało nam się nawiązać kilka wspaniałych relacji.
Laponia jest dosyć egzotycznym miejscem, takim, które kojarzy się tylko ze Świętym Mikołajem, a o którym za wiele się nie wie. Swoją książką to odczarowaliście. Czy jest coś, na co czytelnik powinien zwrócić szczególnie uwagę?
Już w Laponii zaczęłam zauważać, że wielu ludzi, którzy odwiedzają tę niezwykłą krainę raczej nie zagłębia się w kulturę jej rdzennych mieszkańców. Chłoną widoki przemierzając lapoński bezkres, ale raczej nie myślą o tym, kto i jak tu kiedyś żył. Myślę, że warto zwrócić uwagę na szacunek, jakim Saamowie darzyli i wciąż darzą naturę. Myślę, że moglibyśmy się od nich wiele nauczyć.
Jak wybieracie to, co znajdzie się w książce, zarówno pod względem tekstu, jak i zdjęć? Zakładam, że historii do opowiedzenia mieliście bardzo, bardzo dużo!
Mamy podobną wrażliwość na słowa i obrazy, więc staramy się osiągnąć kompromis pomiędzy nimi, tak, aby się uzupełniały. Myślę, że najbardziej będzie to widoczne po wydaniu książki, nad którą obecnie pracujemy. Jest z nią inaczej niż ze „Wszystkimi imionami śniegu”, zważywszy na to, że mieszkaliśmy w Laponii jeszcze przed Islandią. Gdy tam byliśmy, nie myślałam o pisaniu, Adam nie był jeszcze fotografem, więc proces tworzenia książki przebiegał nieco inaczej niż teraz. Gdybyśmy byli na miejscu podczas pisania, książka zapewne miałaby trochę inny kształt. Przy nowym projekcie staramy się osiągnąć harmonię wizualno-tekstową. Zarówno w fotografiach, jak i w tekście staramy się oddać szczególne cechy naszych bohaterów. Prawie każde spotkanie, wywiad owocuje nowym rozdziałem książki oraz zdjęciami.
Gdybyście mieli przekazać jakąś radę komuś, kto wybiera się do Laponii, to co by to było?
Przede wszystkim to, żeby zapomniał na jakiś czas o odwiedzaniu rekomendowanych przez większość przewodników atrakcji. Po prostu pojechał trochę przed siebie, pozatrzymywał w miejscach, o których nie piszą przewodniki, ale w takich, które zadziałają na jego wrażliwość. Poruszanie się nie tak bardzo utartymi szlakami potrafi dać niesamowity odbiór miejsca. Będąc w Laponii, czy na Islandii po prostu nie oglądajmy się na innych.
Marta, pytanie do Ciebie o pisanie – jak to wygląda u Ciebie, czy masz jakieś przyzwyczajenia, pisarskie rytuały, przesądy itd.
Obecnie zajmuje mnie pisanie reportażu, więc mój dotychczasowy rytm pracy bardzo się zmienił. Dużo czasu zajmuje praca w terenie, bo aby dojechać na wywiady często przemierzamy wiele kilometrów, na przykład odwiedzamy farmy wybudowane dosłownie pośród niczego. Z bohaterami nowej książki spędzamy długie godziny, powoli wkraczamy do ich świata. Gdy z nimi przebywamy, staram się zwracać uwagę na szczegóły, które prócz niezwykłych zasłyszanych historii budują postać. Bacznie obserwuję niuanse, grymasy, wdzięczne i niewdzięczne szczegóły, które budują te postaci, nadają im charyzmy.
Gdy zaczynam pisać, lubię wracać do notatek, tworzonych tuż po takiej wizycie. Czytam więc te abstrakcyjne bazgrołki i często już po kilku prześledzonych stronach naprowadzają mnie one na właściwy tor. W mojej głowie historie często zaczynają się od pozornie nic nie znaczących błahostek, codziennych rytuałów naszych bohaterów. Lubię słuchać i patrzeć na ludzi. Uwielbiam ich nierzadko urokliwe dziwactwa, o których istnieniu nie zdają sobie nawet sprawy.
Planujecie wycieczkę do Laponii? Weźcie udział w naszym konkursie
Kusi Was Laponia? Chcielibyście dowiedzieć się czegoś więcej na temat bajkowego regionu Finlandii? Weźcie udział a naszym konkursie! Wystarczy pod postem konkursowym na fanpage'u "Podróży" opublikować zdjęcie prezentujące „mój zimowy wypoczynek”. Szczegóły na naszym Facebooku.
***
Adam, pytanie do Ciebie o fotografię oczywiście – Twoje zdjęcia są doskonałe. Powiedz, co najbardziej Cię zachwyca w fotografowaniu takich rejonów? Jakie emocje towarzyszą temu procesowi? Czy jest coś, co chciałbyś przekazać za pomocą swoich zdjęć?
Dziękuję za przemiłe słowa ☺ Północna, sroga przyroda serwuje mi od zawsze wielkie emocje. Moment, gdy wyruszam z aparatem w opustoszałą i tak niezwykłą przestrzeń to coś, na co zawsze czekam. Sprawia mi to ogromną frajdę, mimo że warunki pogodowe czasem dają porządnie w kość. Najwyraźniej musiałem się na nie uodpornić, bo nierzadko fotografuję przez wiele godzin. Gdy chwytam za aparat, czas zaczyna dla mnie płynąć zupełnie inaczej (śmiech). Czuję, że to chwila, gdy mogę w pełni zespolić się z naturą. Obserwuję ją jak najbaczniej tylko mogę i staram się sfotografować wycinek północnej rzeczywistości, który wywołał u mnie największe emocje. Obiektyw to moje trzecie oko. W mojej fotografii krajobrazowej zależy mi na tym, aby wszyscy, którzy ją oglądają, mogli na chwilę przenieść się do tego świata. By na własnej skórze poczuli lodowaty wiatr nadciągający prosto znad fiordu, by doświadczyli ogromu tej niewiarygodnej przestrzeni.
Jest jeszcze jakieś miejsce na ziemi, które chcielibyście opisać i sfotografować?
Takich rejonów jest bardzo dużo, chyba aż za dużo (śmiech). Na pewno należy do nich Kamczatka, ale to nasze bardziej odległe plany. Adam zna język rosyjski, więc mogłoby być dla nas przepustką do tego świata.
Możecie zdradzić dalsze plany fotograficzne i literackie?
Piszę teraz reportaż o paranormalnej stronie Islandii zatytułowany „Trochę ponad ziemią”. Adam pracuje nad cyklem fotograficznym „‘Whispering about joy and disaster”, który również dotyczy tego tematu. Przemierzamy Islandię spotykając się z ludźmi, którzy doświadczyli lub wciąż doświadczają kontaktów z elfami, duchami, czy tak zwanymi ukrytymi ludźmi. To ogromna paleta emocji. Dla jednych to zbawienie, dla drugich wyrok. Dla jeszcze innych ogromne marzenie.
Poza tym Adam zajmuje się również cyklem, nad którym pracuje już cztery lata zatytułowanym „After the season”, który pokazuje polskie wybrzeże po sezonie.
Na koniec dwa podstawowe pytania – co czytacie, co lubicie, co chcielibyście polecić do przeczytania?
Ostatnimi czasy czytamy dużo literatury faktu. Nie mamy pociągu jedynie do północnych rewirów. Fascynuje nas na przykład wiele krajów Ameryki Południowej i Azji. Ostatnimi czasy zaczytujemy się „Delhi. Stolica ze złota i snu” R. Dasgupta, „Indie. Miliony zbuntowanych” V. S. Naipaula oraz „Do dziś liczymy zabitych. Nieznana wojna w Sri Lance” F. Harrison. I Indie i Sri Lanka są dla nas szczególnie bliskie. W każdym z tych krajów mieliśmy okazję spędzić po miesiącu i wiemy, że znów tam wrócimy.
I ostatnie, które chyba najbardziej lubię zadawać – Marto, co lubisz najbardziej w pisaniu, i Adamie, co lubisz najbardziej w fotografowaniu?
Marta: Pisanie pozwala mi się przenieść jakiegoś innego świata. Najbardziej lubię moment, gdy siadam przed komputerem i wprawiam się w rytm pracy. Najciekawsza jest chwila, gdy myśli i słowa same zaczynają płynąć i nieoczekiwanie okazuje się, że właśnie zapełniły kilka stron.
Adam: Poza fotografią krajobrazową i kulinarną, zajmuję się projektami typowo artystycznymi, na pograniczu fotografii dokumentalnej, które znacznie różnią się od tego, co pokazuję na Bite of Iceland. Muszę przyznać, że to właśnie tę część mojej twórczości lubię najbardziej. Chociaż bardzo lubię fotografować naturę, to właśnie fotografia dokumentalna jest mi najbliższa. Uwielbiam w fotografii to, że pozwala mi uchwycić te chwile, uczucia i wrażenia, które gołym okiem zginęłyby niezauważone. Patrzę na człowieka i staram się zamrozić ten szczególny moment, gdy coś najszczerszego dzieje się z jego twarzą, a więc i z myślami. Tę chwilę, gdy był naprawdę sobą i zapomniał, że właśnie stoję przed nim z aparatem. Lubię wychwytywać z rzeczywistości rzeczy tylko pozornie marginalne. Staram się szukać kadrów, które na pierwszy rzut oka wyglądają bardzo zwyczajnie, ale tak naprawdę gromadzą się w nich znaczenia i potem trudno się ich pozbyć sprzed oczu.
Polub nas na Facebooku!
Zobacz również:
- Kulinarna podróż do świata Harry’go Pottera i angielskich tradycji. „Kuchnia...
- Ile łączy (i dzieli) Kubę i Miami? Joanna Szyndler o historii kubańskich...
- „Gdzie w Polsce do miasta?”. Katarzyna Węgrzyn przedstawia swoje TOP 10 miejsc...
- Europe Senior Tourism – Bruksela dopłaca emerytom do wakacji
- "Farerskie kadry": I jak tu się nie zakochać w Wyspach Owczych?
- "Chile południowe. Tysiąc niespokojnych wysp." Reportaż Magdaleny Bartczak