KORSYKA

Korsyka: Charakterna wyspa

Plaża na Korsyce

fot.: SXC

Plaża na Korsyce
Beztroska, jaką emanuje południe Korsyki, jest absolutnie obezwładniająca. Jednak porywiste libeccio, wiejące co jesień znad Gibraltaru, przypomina, że jest to miejsce czasem szorstkie, niedające się tak łatwo oswoić.

Podjęcie tej decyzji za każdym razem jest dla mnie problemem - pojechać do Francji, czy może do Włoch? Eleganckie miasta czy leniwe wioski? Wykwintna kuchnia czy nieskomplikowane pyszności? Południe Korsyki łączy wszystko, co najlepsze z obu krajów, dorzucając do tego wiele od siebie. Oceniać charakter Korsyki po pobycie w czasie wysokiego sezonu to jak wyrobić sobie zdanie o Sopocie po wizycie na deptaku Monte Cassino w lipcu, słowem - krzywdzące uproszczenie. Wyspa od września do maja odpoczywa po oblężeniu, jakie każdego roku w lecie gotują jej tabuny zblazowanych paryżan. Niespieszną kawę w modnym Porto Vecchio można z powodzeniem połączyć z obserwacją wspaniałych oldtimerów. To właśnie ten okres - wczesnej jesieni lub późnej wiosny - jest wymarzonym czasem na wakacje tu, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę optymalną pogodę, jaka nas zwykle czeka w tych miesiącach.

NA TEMAT:

Posezonowa Odpinka

Decydujemy się odwiedzić wyspę jesienią, kiedy jeszcze słychać echo kroków na wyludnionych już stopniach twierdzy w Bonifacio, ale temperatura wody w małych zatoczkach jest ciągle na tyle przyjemna, by kąpiele były orzeźwiające.Trochę z przekory, a trochę z chęci poznania miejscowych zwyczajów postanawiamy po wyspie poruszać się autostopem. Popularne przeświadczenie, że Korsykanie należą do raczej niemiłych, można włożyć między bajki. Jedynym sposobem, w jaki można narazić się na niechęć ze strony rdzennych mieszkańców, jest ujawnienie, że przyjechało się z francuskiej stolicy. Rzeczywiście paryżanie nie cieszą się zbytnią estymą na wyspie. Na szczęście mój koślawy francuski w żaden sposób nie może budzić podejrzeń. Bonifacio - a właściwie Bunifaziu, jak mówią Korsykanie - jest naszym pierwszym przystankiem, a mogłoby być celem samym w sobie. Majestatyczna twierdza na białych klifach robi wrażenie, niezależnie od tego, z której strony przyjdzie nam ją oglądać. To właśnie ville haute, jak nazywa się cytadelę, jest największą atrakcją Bonifacio. Mimo że cytadela jest dość niewielka, to po wąskich uliczkach, małych skwerach i zaułkach można krążyć godzinami. Zaskakują nas bezpańskie koty, których jest niemal tyle samo, co mężczyzn w podeszłym wieku, od wschodu słońca raczących się korsykańskim piwem. W ich zachowaniu trudno jednak szukać frustracji czy przygnębienia. Przeciwnie - całym zachowaniem przekonują, że są królami świata, leniwie sącząc kasztanową Pietrę w porannym słońcu. Jeżeli tylko nie trafimy na duży wiatr, kiedy są zamknięte, to warto zejść schodami króla Aragonii (Escalier du Roi d'Aragon), by zobaczyć miasto z żabiej perspektywy i poopalać się na wielkich skałach, jakich w okolicy pełno. Gratką dla ciekawskich będzie stara siedziba legii cudzoziemskiej, która teraz świeci pustkami. Co prawda potrzeba dużo dobrej woli, by wyobrazić sobie, jak w czasach świetności wyglądała ta wielka willa położona na skraju urwiska, ale kończący się stromym klifem ogromny taras na drugim piętrze jest wart odwiedzin choćby po to, by zamknąć na chwilę oczy i pomyśleć, jak wytwornie fetowany musiał być kiedyś przyjazd legii do Bonifacio. Wczesnym wieczorem odwiedzamy Esplanade St.-Francois, skąd rozciąga się wspaniały widok na Bouches de Bonifacio - wypatrzenie brzegu Sardynii nie powoduje specjalnych trudności.

Nadmorskie Raje

Porto Vecchio zachwyci wszystkich, których nie razi nachalność Nicei połączona z imprezowym charakterem Eivissy. Ci niech koniecznie przyjadą w czasie sezonu, bo jesień w tej miejscowości przypomina nieco wielkie sprzątanie w Pacha Club. O każdej porze warto jednak przyjechać ze względu na wspaniałą kuchnię; przede wszystkim canelloni z owczym serem brocciu. Do absolutnie obowiązkowego punktu programu należy też bardzo słodki orzechowy torta castagnina, najlepiej jedzony w okolicach portu. Prawdopodobnie to połączenie - dobrej kuchni i bogatego życia nocnego - sprawia, że tak wielu tu Włochów. Jeżeli w którymś miejscu Korsyki nie ma sennej atmosfery, to musi to być Ajaccio. Stolica wyspy, znana jako rodzinne strony Bonapartów i piosenkarki Alizée, jest jak na korsykańskie warunki dużym miastem. Mimo że wszystkie przewodniki trąbią o domu Bonapartów jako o jednej z większych atrakcji miasta, to zwiedzanie tego miejsca z czystym sercem mogę polecić tylko pasjonatom. Zupełnie inaczej sprawy się mają z Musée Fesch, które posiada bogatą kolekcję malarstwa włoskiego. Jednak grzechem ciężkim jest, będąc w Ajaccio, nie spędzić godziny na spacerze po targu rybnym przy Place du Marché. To tu można znaleźć najświeższe homary, małże i ostrygi prosto od rybaków.

Góry Jakich Mało

Często się tak dzieje, że zupełnie nie planując, można odkryć najciekawsze miejsca. Tak właśnie się stało, gdy porzuciliśmy już nadzieję na złapanie stopa, po półtorej godziny bezskutecznego machania na przejeżdżające samochody. W końcu zlitował się nad nami marynarz wracający ze służby. Gdy usłyszał, że jesteśmy z Polski, jednym tchem wyliczył: Lech Wałęsa, Jan Paweł II, związki zawodowe, Solidarność, po czym niepytany postanowił, że skoro już los nas na siebie rzucił, to nadrobi drogi i zawiezie nas do Zonzy. I tym sposobem odkryliśmy region Alta Roca, który jest godzien wielokrotnych odwiedzin. W ciągu zaledwie półtorej godziny, wspinając się krętymi serpentynami, można znaleźć się w innym wymiarze. Koniec z krótkimi spodenkami i plażą, wkraczamy w świat polowań, ciężkich mięs i małych kościółków. Dziesiątki poprzyklejanych do skał miejscowości - wszystkie podobne, ale każda na swój sposób wyjątkowa. W niewielkich wioskach, zamieszkałych przez 200-300 osób, nic się nie ukryje. Zwłaszcza po sezonie, gdy większość pensjonatów i restauracji w górach jest już pozamykana. Dwójka szwendających się po wsiach bumelantów wzbudziła więc nie lada emocje - na tyle, że każda kolejna wioska jakimś cudem była uprzedzona o tym, że się zbliżamy. Korsykańskie góry i miejscowości takie jak Quenza, Zonza czy L'Ospedale docenia się o poranku - gdy opadają mgły, psy przechadzają się po pustych drogach, a na kawę z termosu trzeba czekać do otwarcia pierwszej knajpy. W takich miejscowościach właśnie, po wyczerpującym dniu w górach, gigot d'agneu smakuje jak nigdy, a wieczorny cedratine wydaje się być ambrozją. To właśnie w tych zapomnianych nieco wioskach żyją ci prawdziwi, charakterni Korsykanie, dla których ojczyzną jest wyspa, a nie Francja. Tacy, jakich w "Proroku" przedstawił Jacques Audiard. Na koniec przeżycie niezwykłe - korsykańskie polowania. Organizowane w soboty lub niedziele każdej jesieni angażują wszystkich mężczyzn ze wsi. Psy, długa broń, zdezelowane landrowery. Warto wstać o piątej rano i użyć wszystkich mocy, by ubłagać hermetyczną społeczność, żeby łaskawie wzięła obcego ze sobą. To bezcenne doświadczenie wrócić po męczącym dniu, a wieczorem przy kolacji dyskutować o ustrzelonych dzikach i wypitych Pietrach, psiocząc przy tym na Paryż jak prawdziwy, dumny Korsykanin.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.