Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Berlin na majowy weekend
To tu Wschód spotyka Zachód. Takie hasło reklamowe mają chyba wszystkie miasta na wschód od Łaby. Moskwa, Warszawa, Stambuł czy Budapeszt. Ale dla mnie miejscem, które idealnie pasuje do tego zdania, jest Ostbahnof, dworzec do którego przyjeżdżają pociągi z Polski i stacja końcowa superszybkich składów ICE, o obco brzmiących nazwach Wuppertal albo Inglostadt. Na peronach miesza się tłum ze Wschodu i Zachodu. Słychać rosyjski, rumuński, polski, bułgarski, niemiecki z mocnym tureckim akcentem, rozbiegany wzrok podróżnych szuka jakiś znajomych znaków, które wskazywałyby drogę do centrum, albo do dzielnicy, w której mieszka rodzina. Taka sama atmosfera panuje w podziemiach dworca, gdzie znajdują się supermarkety. Polacy wkładają do koszyka niemieckie proszki do prania i płyny zmiękczające bawełnę, Rosjanie hurtowo kupują butelki kolorowych alkoholi, których nazwy nikomu nic nie mówią. W tym tłumie są też Niemcy – mieszkające w sąsiednich domach wypielęgnowane staruszki czy zmęczeni życiem emeryci z oddalonych o kilka kilometrów komunistycznych bloków. To zderzenie cywilizacji widać też zaraz po wyjściu z dworca. To tu jeszcze 20 lat temu przebiegała granica między dwoma systemami, dziś na murze oddzielającym niegdyś powojenną strefę wpływów światowych mocarstw znajduje się największa na świecie galeria na świeżym powietrzu – East Side Gallery. Jej symbolem jest pocałunek dwóch mężczyzn, malowidło przedstawiające namiętne powitanie władcy NRD Ericha Honeckera i Leonida Breżniewa. „Mój Boże, pozwól mi przezwyciężyć tę miłość”, apeluje autor dzieła rosyjski artysta Dmitri Wrubel na murze. Tuż obok inny kadr z niemieckiej historii – malowidło przedstawiające trabanta rozwalającego w drobny mak żelazną kurtynę dzielącą Wschód od Zachodu. Mural nazywa się „Go West”. O tym przecież marzyli przez dziesięciolecia mieszkańcy podzielonego kraju.
NA TEMAT:
Kreuzberg
Tuż obok muru jest most i to nie byle jaki. Wygląda jak niemiecka wersja Tower Bridge w Londynie. To również miejsce spotkania Wschodu z Zachodem. Przez ponad 40 lat Oberbaumbrücke był bramą dla mieszkańców Zachodu, którzy pieszo odwiedzali swoją rodzinę w radzieckiej strefie. Ponoć wymieniano tu szpiegów, na moście spotykały się też delegacje Wschodniego i Zachodniego Berlina próbujące, często nieskutecznie, załatwić jakieś przyziemne sprawy dotyczące funkcjonowania miasta. Podobnie jak w całym Berlinie proporcje teraz się odwróciły, wschodnie wybrzeże Szprewy wpędza zachód w kompleksy. Swoją siedzibę tuż nad rzeką ma wielki koncern fonograficzny Universal Music, niemiecka centrala MTV, a kilka miesięcy temu otwarto gigantyczny hotel Nhow, w którym różowe są nawet kapcie, a na tarasie, niczym abstrakcyjne rzeźby, stoją fragmenty berlińskiego muru. Rzeczywiście, Wschód odrobił lekcję z kapitalizmu, ba, uczeń przerósł mistrza. Jakby na dowód tych zmagań z systemem, starcia różnych wizji życia, na samym środku rzeki powstała rzeźba Molecule Men przedstawiająca trzy ludzkie postacie w dziwnym, zapaśniczym uścisku. „To symbol dzielnic, które spotykają się w tym miejscu, Friedrichshain, Treptowa i Kreuzbergu”, czytamy w przewodniku. 3:0 dla Friedrichshain! napisał ktoś kiedyś na murze pobliskiej kamienicy, mając chyba na myśli nabrzeżną architekturę znajdującą się w tej dzielnicy. Podczas gdy w panoramie Friedrichshain i Treptowa widać dźwigi, Kreuzberg ewidentnie nie bierze udziału w wyścigach do popularności. To przecież historyczna dzielnica wyrzutków, artystów i imigrantów z Turcji. Inspirowała Davida Bowiego, Nicka Cave’a i zespół U2. W jej centrum znajduje się Myśliwska; knajpa o polskiej nazwie z wielkim portretem Zbyszka Cybulskiego na ścianie i swojskim Tyskim w menu. „Nie mam nic wspólnego z Polską, może tylko identyfikuję się z waszym przywiązaniem do wolności”, mówi mi właściciel tego jedynego w Berlinie baru, w którym można palić papierosy. Takich knajp ze starymi krzesłami, alternatywną muzyką i klientelą o pstrokatym kolorze włosów jest tu pełno. Tak samo jak przybytków z najlepszym kebabem na świecie (wizyta w Lezzet Grill, na Adalbertstrasse to obowiązek), no i włoskich lodziarni prowadzonych przez Turków, do których latem ustawiają się kolejki rozwrzeszczanych dzieci. Kreuzberg, dzielnica niepokornych Niemców, którzy nie podnoszą papierków z chodnika, krzyczą i gestykulują na ulicy, lubią biesiadować i integrują się z obcymi, jest taką instytucją, że dorobiła się własnego muzeum. (www.kreuzbergmuseum.de). Są tu pamiątki po najbardziej znanych mieszkańcach, zdjęcia z wnętrz tureckich mieszkań, są nawet automaty z heroiną, którą w latach 80. władze próbowały opanować szerzącą się na Kreuzbergu narkomanię
Cały artykuł przeczytasz w majowym magazynu Podróże.
Polub nas na Facebooku!
Zobacz również:
- Targi ITB w Berlinie ( 9-13 marca 2011)
- Przemyśl, co warto zobaczyć - co warto zobaczyć w Przemyślu
- Katowice: Po Szychcie, czyli nowe atrakcje Katowic
- Weekend na dziko w Polsce. Gdzie wyjechać?
- Farma dyń. TOP 5 miejsc w Warszawie i okolicach, gdzie zrobisz piękne zdjęcia i...
- Polskie mocne uderzenie w Berlinie