Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Mount Everest: Wyżej się nie da
Monika Witkowska, 23.08.2013
To nie pomyłka, że już w połowie roku można podsumować sezon na Evereście. Jesienne i zimowe wejścia należą do wyjątków, a jedyna „słuszna” pora, aby próbować zdobyć górę, to wiosna, zanim nadejdzie monsun. Nic więc dziwnego, że rozciągający się u stóp Everestu lodowiec Khumbu robi się kolorowy od namiotów już w połowie kwietnia. Położony mniej więcej na wysokości 5300 m nepalski Base Camp w tym roku miał z kilometr długości, a liczbę jego mieszkańców szacowano na ok. półtora tysiąca! Oczywiście, tylko część z nich była wspinaczami atakującymi Everest (zezwolenia na wspinaczkę wydano 320 osobom) – resztę stanowiły ekipy idące na Lhotse (drugi z ośmiotysięczników, na który, aż do obozu czwartego, idzie się po tych samych poręczówkach co na Everest), szerpowie, dziennikarze, prowadzący badania naukowcy czy lekarze, no i różni „kibice”, wcale niezamierzający się wspinać. Jednym słowem – mieszanka ludzi z całego świata. Czołówka światowego himalaizmu (100 metrów od mojego namiotu rozbił się Simone Moro, Denis Urubko i Peter Hámor), chętni do bicia przeróżnych rekordów (przykładem 80-letni, niezwykle sprawny Japończyk, który został najstarszym zdobywcą Everestu, czy Rosjanin, planujący wykonać pierwszy skok w ramach base jumpingu). No i cały tłum tych, którzy chcieli wejść na Everest choćby dlatego – jak to kiedyś powiedział George Mallory (zginął na Evereście w 1924 r.) – że jest!
NA TEMAT:
Trekking do bazy: Lukla (2880 m) – Base Camp (5364 m)
Do nepalskiej bazy pod Everestem dojechać się nie da – trzeba dojść. Najpierw jednak musimy dolecieć do Lukli, niedużej wioski, w której leży jedno z najbardziej niebezpiecznych lotnisk świata. Adrenalina murowana, bo wylądowanie na krótkim pasie kończącym się górską ścianą wymaga od pilota wyjątkowej precyzji, a dodatkowy problem stanowią często zmieniające się warunki pogodowe. Szczęśliwi, że się udało, pakujemy nasze bety na wynajęte jaki. Tak przynajmniej nazywają je turyści, bo miejscowi rozróżniają: jaki są dopiero od miasteczka Namche Bazar, czyli od wysokości ok. 3500 m n.p.m. (niżej jest dla nich za gorąco). Zwierzęta, które widzimy w Lukli, to dzopkyo (w skrócie dzo) – krzyżówki jaków z krowami. Drogę do obozu bazowego pokonujemy w 8 dni. Nie dlatego jednak, że to aż tak daleko (powrót zajmuje tylko 3 dni). Chodzi o aklimatyzację. Lekki ból głowy odczuwają wszyscy, ale lepiej, by nie przerodziło się to w poważniejsze dolegliwości, w skrajnej sytuacji mogące prowadzić do śmierci. Aby pomóc organizmowi w przystosowaniu się do wysokości, trzeba chodzić w miarę wolno, unikając pokonywania przewyższeń większych niż 400-500 m dziennie. No i do tego trzeba dużo pić: 4-5 litrów płynów to podstawa. A jak pić, to i sikać. W nocy, w namiocie ratujemy się butelkami (kobietom upraszcza sprawę specjalny lejek). Miejscowi Szerpowie mają jeszcze jedną radę – jeść potrawy z czosnkiem. Zupę czosnkową znajdziemy w menu każdego schroniska. Każdy dzień trekkingu to inne wrażenia. Na początku fascynują nas przerzucone ponad rzekami wiszące mosty, potem nie możemy oderwać wzroku od imponujących szczytów, a na całej trasie podziw wzbudzają tragarze noszący ogromne ładunki. A do tego mistyczna atmosfera, którą tworzą wszechobecne elementy buddyjskie: charakterystyczne kolorowe flagi modlitewne, liczne stupy z wymalowanymi na nich wszechwidzącymi oczami Buddy, młynki, w których ukryte są zwoje mantr. Równocześnie trekking do bazy to okazja do poznania się. Nasza ekipa spotkała się po raz pierwszy dopiero w Katmandu, a tworzymy zbieraninę wspinaczy z różnych krajów (Amerykanie, Brytyjczyk, Irlandczyk). Obserwujemy, jakim tempem kto chodzi, jaki kto ma charakter, na kogo można liczyć, a na kogo raczej nie… Tam, w górze, wszystko to będzie ważne.
Cały artykuł przeczytasz w najnowszym wydaniu magazynu Podróże
Polub nas na Facebooku!
Zobacz również:
- Najwyższe góry w Polsce – Trasy na odprężający trekking
- Góry w Polsce i nie tylko – 12 zasad górskiego trekkingu zimą
- Indyjskie Himalaje: relacja z wyprawy i zdjęcia
- Zdobyć Koronę Ziemi i opłynąć Przylądek Horn – Monika Witkowska rusza na 2...
- Austria: Nie tylko lodowiec
- Karkonosze: Dobre warunki narciarskie, ale ścieżki oblodzone