Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Poczuj adrenalinę w Austrii! Spróbuj swoich sił w downhillu
Zakuci w profesjonalne kaski integralne osłaniające szczękę, ochraniacze na nogi i zbroje, przypominające te używane przez zawodników futbolu amerykańskiego, stoimy na wysokości 1840 metrów i z obawą patrzymy na opadającą serpentynami trasę zjazdową. Dookoła wznoszą się szczyty tyrolskich Alp. Krajobrazy mogą robić wrażenie, ale teraz nie zwracam na nie uwagi. Górę nad pięknymi okolicznościami przyrody bierze strach i adrenalina.
Ruszamy. Jeden zakręt, drugi, trzeci. Na razie idzie jak z płatka. Pierwsza nieduża hopka za mną. Jest dobrze, kontroluję rower. Do czasu. Na kolejnej skoczni przesadzam z prędkością i wylatuję przez kierownicę. Na szczęście ochraniacze spełniają swoją rolę. Nawet się nie obtarłem. Pędzimy dalej w dół. W międzyczasie Sule popisuje się umiejętnościami. Na przykład skacze ze spadzistego dachu drewnianej górskiej chatki. Ląduje miękko, tak jakby wcześniej nie przeleciał w powietrzu kilkunastu metrów.
NA TEMAT:
Rowery w każdym wydaniu
Serfaus-Fiss-Ladis to raj dla miłośników emocji na dwóch kółkach. Tyrol kojarzy się w Polsce przede wszystkim z białym szaleństwem. Tymczasem pomysłowi Austriacy udowodnili, że góry mogą zaoferować mnóstwo atrakcji nie tylko dla miłośników pieszych wędrówek albo wspinaczki. Konglomerat trzech miejscowości turystycznych postawił na rowery w każdym wydaniu: rodzinnym, rekreacyjnym i tym naprawdę ekstremalnym.
Przeciętnemu rowerzyście (takiemu jak autor niniejszego artykułu) downhill kojarzy się z wyjątkowo niebezpiecznym sportem, mogącym zakończyć się jeśli nie śmiercią, to przynajmniej poważnymi obrażeniami ciała. Można więc pomyśleć: – Nigdy i za żadne skarby nie spróbuję. Sprzęt drogi, tras za bardzo nie ma, a przede wszystkim, od czego zacząć?
W parku rowerowym Serfaus-Fiss-Ladis pomyślano właśnie o takich osobach jak ja oraz o całej rzeszy innych, znających „zjazd” głównie z filmików na YouTube. Nasz przewodnik Sule nie tylko startuje w zawodach i podrywa dziewczyny na oszałamiające rowerowe triki, ale przede wszystkim jest instruktorem. Uczy, jak przeżyć downhillowy eksperyment. Do tego zakątka Alp Lechtalskich można przyjechać jako totalny żółtodziób, a wyjechać po tygodniu jako… może nie ekspert, ale przynajmniej dobrze zapowiadający się „zjazdowiec”.
Fot. Materiały prasowe Bikepark Serfaus-Fiss-Ladis / Christian Waldegger
Trening czyni mistrza
Kiedy wchodzimy do wypożyczalni rowerów, Sule najpierw starannie dobiera sprzęt. Rower do downhillu wyposażony jest w amortyzatory o bardzo dużym skoku (parametr ten określa wielkość przeszkód, jakie można pokonywać) i nisko osadzonym środku ciężkości. To zupełnie inny rodzaj maszyny niż klasyczne rowery miejskie albo popularne „górale”. Siodełko wykorzystuje się bardzo rzadko. Pozycja zjazdowa to półprzysiad dający maksymalną kontrolę nad pojazdem.
Z jazdą w takim stylu trzeba się oswoić. Dlatego Sule zamiast do kolejki linowej zabiera nas do parku treningowego, pełnego zapętlonych wzniesień i niewysokich wyskoczni. Jeździmy w kółko, próbując nabrać prędkości i opanować podstawowe manewry. Pot spływa po twarzach, w mięśniach czuć zapowiedź jutrzejszych zakwasów.
Jeśli komuś wydawało się, że zjeżdżanie to łatwizna, bo nie trzeba pedałować, to jest w grubym błędzie. Downhill jest zabawą wysiłkowo-kondycyjną w pełnym tego słowa znaczeniu. Pierwszych kilka godzin to żmudne ćwiczenia. Nuda. I tak ma być. Jak z każdym sportem – początki do przyjemnych nie należą.
Fot. Materiały prasowe Bikepark Serfaus-Fiss-Ladis / Christian Waldegger
Polatać na rowerze
Prawdziwa frajda zaczyna się na torze. Do wyboru są trzy trasy o różnym stopniu trudności. Niebieska składa się głównie z band (wyprofilowanych zakrętów) i niewielkich hopek. Tutaj kontynuujemy trening. Powolutku i bez nerwów. Tak, żeby złapać rytm wchodzenia w kolejne zakręty. Ryzyko wypadku prawie żadne.
Dopiero czerwony szlak pokazuje, czym jest downhill. Tutaj już nie ma przebacz. Będą wysokie i ostro nachylone bandy, uskoki i wyskocznie gwarantujące szybkie bicie serca. Natomiast czarna droga to miejsce dla zawodowców. Na jej początku powinna wisieć tabliczka z napisem: „Ludzie mogą latać”. Przynajmniej tacy jak Sule.
Wisienką na torcie jest szlak Frommestrail o przewyższeniu ponad tysiąc metrów. Nieopodal końcowej stacji gondoli Schönjochbahn na wysokości 2500 m n.p.m. rozpoczyna się naturalny tor downhillowy biegnący przez najbardziej widowiskowe zbocza gór okalających Serfaus-Fiss-Ladis. Stromizny, doły, przepaście, kamienie, korzenie i szczyty Alp migające przed oczami z zawrotną prędkością. Łatwo się zagapić, a chwila nieuwagi może być bardzo bolesna.
To nie bungee, że tylko skaczesz, a lina robi za ciebie resztę. Downhill to trudna sztuka wymagająca ciężkiej pracy, wielu godzin nauki i sporej liczby zaliczonych siniaków. Ale jak wreszcie się uda, będziemy mogli spojrzeć na góry z innej perspektywy. – Przyjedźcie znowu, to nauczę was porządnie jeździć – zaprasza Sule. – Trochę poćwiczycie i razem sobie polatamy.
Polub nas na Facebooku!
Zobacz również: