Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Wyspy Zielonego Przylądka. W karnawale ekspoldują kolorami
Bartłomiej Rubik, 26.02.2020
NA TEMAT:
Wyspy Zielonego Przylądka wbrew nazwie wcale zielone nie są. To dość niegościnny skrawek lądu, zagubiony pomiędzy Afryką a Brazylią. Krajobraz większości archipelagu jest pustynny, wulkaniczny, surowy. Dość niepozorna wyspa São Vicente też tak wygląda – i tylko raz w roku eksploduje kolorami. Erupcja następuje w Mindelo, jej głównym mieście, a zarazem kulturalnej stolicy całego kraju. To stąd wywodzi się cała plejada artystów, z Cesárią Évorą na czele, którzy rozsławili kabowerdyjską muzykę morna na cały świat. Ląduję na lotnisku imienia Bosonogiej Diwy, jak nazywano artystkę. Pani Cesária nie lubiła butów i wolała występować bez nich.
Mandingas, samba, morabeza
Dość senne na co dzień Mindelo ma port, kolonialną starówkę i przyjemną nadmorską promenadę. Najbardziej reprezentacyjna ulica w mieście to Rua Lisboa. – Nikt tak na nią nie mówi. Dla nas to Rua Libertadores de África, Ulica Wyzwolicieli Afryki – tłumaczy mi pracownik ratusza, gdy odbieram akredytację fotoreportera. Republika Zielonego Przylądka ogłosiła niepodległość jako jeden z ostatnich krajów Afryki, w roku 1975 – tym samym, w którym uczyniły to trzy inne posiadłości portugalskie na kontynencie. – Staramy się zrywać z wszelkimi odniesieniami do czasów kolonialnych. Ale wiele osób ciągle musi wyjeżdżać do Portugalii za pracą – wzdycha. Pod koniec lutego lub na początku marca niektórzy wracają na wyspę. Spokojne Mindelo całkowicie zmienia wówczas swoje oblicze. Tutejszy karnawał należy do największych i najhuczniej obchodzonych w całej Afryce. Przeplatają się tu wpływy portugalskie, brazylijskie i afrykańskie. W przeciwieństwie do słynnych karnawałów w Brazylii, gdzie ściągają tłumy turystów, a bilety wstępu kosztują nierzadko setki dolarów, tutaj jest to zabawa dla wszystkich, nie tylko dla najbogatszych. Na ulicach szaleje całe miasto, a zabawa rozpoczyna się wiele dni przed Środą Popielcową.
W sobotę i niedzielę ulice opanowują mandingas – grupy półnagich tancerzy umalowanych czarnym smarem. Ich szalony taniec przy akompaniamencie dudniących bębnów przypomina mi, że jesteśmy w Afryce. – Czarna farba to nawiązanie do naszych przodków, ludu Mandinka z Afryki Zachodniej – tłumaczy Mayra, jedna z tancerek. – Od zawsze byli wojownikami, walczyli przeciw kolonizatorom. Ale malujemy się na czarno również na znak żałoby, że zbliża się koniec karnawału – zdąża dodać, zanim porwie ją roztańczony korowód. Poniedziałek to dzień samby – wszak do Brazylii bliżej stąd niż do Lizbony. W Mindelo działa jedna szkoła: Samba Tropical. – Taniec to manifestacja morabezy, esencji naszej kabowerdyjskiej tożsamości – wyjaśnia Gilberto, który odpowiada za choreografię. – Tego terminu nie da się przetłumaczyć dosłownie. To cała filozofia. Jej przejawem jest lekki, nieśpieszny styl życia i otwartość na drugiego człowieka. Nasza szkoła ma ponad 500 uczniów: w różnym wieku, od 5 do 85 lat. Na Wyspach Zielonego Przylądka tańczyć może każdy – przekonuje. Zachwycają mnie stroje tancerzy. Dopracowany jest każdy najmniejszy szczegół: pióropusze, cekiny, biżuteria. Do sambowej parady tanecznym krokiem dołączają przypadkowe osoby, trudno się oprzeć gorącym rytmom. Wielu maluje swoje ciała na niebiesko – to główny kolor flagi narodowej.
Całus od królowej
Ale to na wtorek czeka całe miasto. W konkursie na najlepszą choreografię i muzykę będą rywalizować ze sobą cztery grupy karnawałowe. Każda reprezentuje inną dzielnicę. W tym roku w szranki stają: Monte Sossego (Wzgórze Spokoju), Vindos do Oriente (Wiatry Wschodu), Cruzeiros do Norte (Statki Północy) i Flores de Mindelo (Kwiaty Mindelo). Tancerze dzień w dzień godzinami ćwiczą układy, konstruktorzy dzień i noc majstrują przy karnawałowych pojazdach, krawcowe w pocie czoła dopracowują stroje. Wszystko musi być gotowe na finałową paradę w Mardi Gras (dosłownie: Tłusty Wtorek), czyli ostatki. – Rok dzieli się tu na cztery dni karnawału i 361 dni przygotowań – śmieje się Elida, która od lat tańczy w grupie Vindos do Oriente. – Chcemy powtórzyć sukces sprzed roku i znowu wygrać! Zwycięski zespół inkasuje pół miliona escudos (ok. 5000 euro). Ale to przecież nie o pieniądze chodzi.
Godzina zero. Korowód rusza około szesnastej, każda grupa liczy około tysiąca osób: kolory, rytmy, stroje zmieniają się jak w kalejdoskopie. Między tancerzami suną wielkie wozy z głośnikami i platformy, na których tańczą skąpo ubrane kobiety. To kandydatki na rainhę, królową karnawału. Co jakiś czas posyłają całusy widzom, ci reagują okrzykami radości. Publiczność jest wszędzie: na krawężnikach, w oknach, na balkonach, nawet na drzewach i dachach budynków – każdy chce być częścią karnawałowego szaleństwa. Tuż przed północą kończy się część oficjalna. Tancerze wszystkich grup mieszają się w jednym wielobarwnym tłumie, który wypełnia szczelnie Rua Libertadores de África. Mam wrażenie, że przyszli tu naprawdę wszyscy mieszkańcy wyspy. Na scenę wchodzi zespół bębniarzy, który przyleciał specjalnie z Brazylii. Dość już tych zdjęć! Odkładam aparat i daję się ponieść atmosferze. Rytm bębnów wprowadza mnie w lekki trans, przed którym się nie bronię. Z przyjemnego oszołomienia wyrywają mnie dopiero pierwsze promienie słońca. Wydawałoby się, że Środa Popielcowa to dzień wyciszenia i zadumy. Ale w Mindelo trudno wygasić karnawałową energię – zwłaszcza że w południe ogłoszą wyniki konkursu. Prowadzący długo buduje napięcie, ale w końcu pada werdykt: Vindos do Oriente! Zwycięska grupa eksploduje radością, roztańczony korowód jeszcze wiele godzin wykonuje triumfalną rundę honorową po ulicach miasta, po czym powoli odpływa w kierunku swojej dzielnicy. Ludzie niechętnie rozchodzą się do domów. Ale cóż, do następnego karnawału tylko 361 dni. Czas szykować stroje!
***
Tekst Bartłomieja Rubika przeczytasz również w lutowym wydaniu magazynu „Podróże”2020.
Polub nas na Facebooku!
Zobacz również:
- Bierze urlop, żeby ratować kobiety w Liberii. Wywiad z Darią Mejnartowicz
- Daria Mejnartowicz. Obojętność nie jest w moim stylu
- Marrakesz. Czym zachwycił Yves'a Saint Laurenta?
- Jak podróżować po Meksyku - porady i bezpieczeństwo
- Naukowcy potwierdzają! Warto wydać wszystkie pieniądze na podróże
- Zmiany na Lotnisku Chopina w Warszawie. Ruszyła strefa Kiss and Fly