Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Hawaje – którą wyspę wybrać na aktywne wakacje
Julia Raczko, 7.06.2018
Nikt nie zarzuca nam kwiatów na szyję i nie kręci biodrami, wołając „Aloha!”. Za to na przywitanie swojsko pieje kogut, burząc nieco wyobrażenie o tropikach. Kury biegają tu wszędzie, nawet po parkingu. Podobno zyskały wolność podczas serii huraganów, które przeszły nad Hawajami w latach 80 XX w. W końcu kto by się zajmował ewakuacją kurników! Niektórzy jednak mówią, że ptaki te żyją dziko na Kauai od dawien dawna, a pierwsze pojawiły się tu 2000 lat temu razem z Polinezyjczykami.
– Uważaj! – pokrzykuję, kiedy dostrzegam w bocznym lusterku rodzinę: za matką drepcze trójka kurcząt. Oprócz samochodów nie mają tu wielu zagrożeń – nie muszą się obawiać węży ani drapieżników.
NA TEMAT:
Hawaje – którą wyspę wybrać
Kauai to najstarsza z wysp hawajskiego archipelagu. Spiczasty skrawek lądu położony jest daleko na północny zachód i skutecznie odgrodzony od wszystkiego głębią Pacyfiku. Nazywany jest wyspą ogrodem. Kusi lasem deszczowym, kaskadami, rwącymi rzekami, oceanem i lawowymi jaskiniami.
Długo zastanawialiśmy się, którą wyspę wybrać: tłoczne Oahu, romantyczną Maui, wzburzoną aktywnym wulkanem Big Island, a może niewielką Molokai? – Chcecie natury, jedźcie na Kauai – rzucił nasz znajomy Tom, podróżnik wyjadacz, który Hawaje zjechał wzdłuż i wszerz. – Jest jak park jurajski.
Krajobrazy Kauai stanowiły tło popularnego filmu Stevena Spielberga. Zresztą nie tylko – wyspa cieszy się sporym powodzeniem w Hollywood. Kręcono na niej między innymi „King Konga”, „Piratów z Karaibów” czy „Avatara”.
Życie pod palmami
Królewskie Kokosowe Wybrzeże to najbardziej zatłoczona część wyspy. Domy, zgodnie z obowiązującymi przepisami, nie są wyższe od palm. Ulokowane na wybrzeżu liczne kurorty oferują niewiele więcej niż... meksykańskie specjały. Miejscowi (i turyści) muszą darzyć tę kuchnię wielkim uwielbieniem, bo można tu zjeść tacos na milion sposobów – tacos z rybą, z kurczakiem, z ananasem, z taro, organiczne tacos, według przepisu babci. Decydujemy się na... po prostu tacos. Nagła burza przegania nas z powrotem do auta. Na Hawajach może padać kilkanaście razy dziennie, jednak ta ulewa zdaje się nie kończyć.
Jedziemy wzdłuż uwielbianej przez kajakarzy rzeki Wailua, aż do wodospadów Opaekaa. W końcu nieśmiało przebija się słońce. Pojawia się wyraźna, tak charakterystyczna dla Hawajów tęcza.
Szlak Kalalau
Niezniechęceni mżawką, startujemy o świcie. Psikamy się obficie repelentem, bo wygląda na to, że komary zbudziły się razem z nami. Do plecaka wrzucamy zapas wody i energetycznych przekąsek. Jeszcze zanim zrobimy pierwszy krok, po czole zaczynają spływać krople potu. Wilgotność powietrza jest wręcz nieprzyzwoita.
Błotnista ścieżka wprowadza nas w gęstwinę lasu, za plecami mamy plażę Ke’e. To tu zaczyna się szlak Kalalau prowadzący słynnym wybrzeżem Na Pali. Wysokie nawet na 1000 m klify z ostrymi jak brzytwa krawędziami wpadają wprost do Oceanu Spokojnego. Siedemnastokilometrowa trasa wiedzie przez pięć tajemniczych dolin, gdzie nieustannie szumią wodospady. My decydujemy się pokonać tylko pierwszy, sześciokilometrowy odcinek.
Końcowy etap wymaga specjalnego pozwolenia, o które należy starać się z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, a także odpowiedniego przygotowania – trzeba zabrać ze sobą wszystko, co niezbędne na kilkudniowy biwak.
Hawajskie krasnale
Pomiędzy liśćmi drzew dostrzegam gigantyczne, bazaltowe ściany będące częścią pradawnego wulkanu. Magiczny aura wywołuje dreszcz, a na rękach pojawia się gęsia skórka. Coś szeleści w krzakach. Miejscowi wierzą, że wyspę wciąż zamieszkują „mali ludzie” Menehune. Lubię lokalne legendy, rozglądam się więc wokół za hawajskimi krasnalami.
– Nie zrywaj – przypomina mi mój towarzysz Sam, gdy przykucam, wyciągając rękę po kwiat. Za późno, bo w ręku trzymam już czerwony puszek i wciąż wytężam wzrok za małymi ludźmi. Chwilę później nad klify nadciągają szarawe cumulusy i zaczyna padać. Zupełnie jakby natura chciała utrzeć mi nosa za wścibskość.
Drzewa ohia licznie porastają hawajskie wyspy. Są często pierwszymi roślinami, jakie pojawiają się na zalanym lawą gruncie. Zgodnie z przesądami zrywanie ich kwiatów, zwanych lehua, sprowadza deszcz. Ohia i lehua to bowiem dwoje zakochanych, którzy pragną pozostać nierozłączni, a deszcz to lejące się po ich rozdzieleniu łzy.
– O nie, nie wejdę – protestuję przed rwącą rzeką. Okazuje się jednak, że nie mam wyboru, bo nikt tu jeszcze nie zbudował (i pewnie nigdy nie zbuduje) mostu. Po chwili idę zanurzona niemal po pas, kurczowo trzymając rękę Sama. W niemal trzy godziny pokonujemy pierwsze trzy kilometry szlaku do kamienistej plaży Hanakapi’ai. Padam wyczerpana i marzę, by ochłodzić się w wodzie. Jednak tabliczka z wyrytą liczbą tych, którzy z podobnej kąpieli nigdy nie wrócili, skutecznie mnie zniechęca. Silne prądy nęcącej lazurowym kolorem wody są zbyt niebezpieczne.
Kolejne trzy kilometry dają w kość jeszcze mocniej. W pewnym momencie trzeba się wspinać po niemal pionowej ścianie. I tak aż do wodospadu. Wracamy tą samą drogą, umorusani w błocie po czubek nosa. Nazajutrz ciekawość tego, co kryje się po drugiej stronie spiczastych klifów, prowadzi nas do punktów widokowych Kalalau i Pu'u O Kila. Zerkam w dół, wypatrując dinozaurów. W takim miejscu można uwierzyć, że one wciąż istnieją.
Wielki Kanion Pacyfiku
Ruszamy na południe wyspy, gdzie znajduje się największa w USA plantacja kawy, Kauai Coffee. Rosną tu ponad cztery miliony kawowców, którym sprzyjają ciepłe słońce, częste opady, bogata wulkaniczna ziemia i chłodna bryza znad oceanu.
Pobudzeni jedziemy do kanionu Waimea. Głęboki niemal na kilometr i długi na 16 km, nie bez powodu zyskał miano Wielkiego Kanionu Pacyfiku. Plotka głosi, że nazwał go tak Mark Twain, ale prawda jest taka, że nigdy nie dotarł on na Kauai. W okolicy są trzy punkty widokowe: Waimea Canyon, Puu Ka Pele oraz Puu Hinahina. Widok z tego ostatniego robi na nas największe wrażenie. Beże, czerwienie i brązy oznaczają różne etapy powstawania kanionu. Uroku dodają akcenty bujnej zieleni, które z daleka wyglądają jak niewinne kępki traw. Zgodnie z wierzeniami w Waimei unoszą się dusze zmarłych.
Decydujemy się ruszyć szlakiem Canyon Trail prowadzącym do dwupoziomowych wodospadów Waipo’o. „Miało być łatwo i przyjemnie” – myślę zdyszana. Ochlapuję twarz lodowatą wodą z krystalicznego źródełka. Trasa jest wąska i kamienista – nikt nie układa tu chodników dla odwiedzających. Szlak przypomina raczej trawers wydeptany przez stado krów aniżeli szlak turystyczny.
Powtórnie podczas tego wyjazdu staję okoniem przy Lower Waipo’o Falls, gdzie po głazach z zastygłej lawy mam przeskoczyć i spojrzeć na kaskadę. – Nie, nie, nie – szepcę pod nosem. Z niechęcią przekraczam granice własnego komfortu, bo skakanie po śliskich kamieniach nie należy do moich ulubionych zajęć. Nie żałuję jednak ani chwili. Tryskająca woda w promieniach słońca łapie oranżowy odcień wielkiego kanionu. Znów przechodzi mnie dreszcz. Magii odejmuje nieco echo piania kogutów, które, jak słychać, nie stronią również od takich, trudno dostępnych zakątków. A może to właśnie ono dodaje egzotyki?
Polub nas na Facebooku!
Zobacz również:
- Jak się zachować za granicą. Poznaj zwyczaje różnych krajów!
- Wycieczka na ciemną stronę Rio de Janeiro. W dzielnicach biedy wyrasta sztuka
- Cartagena śladami piratów
- Dlaczego kobiety w Gwatemali mają dość macho?
- Wizy do USA. Od kiedy przestaną obowiązywać?
- Świąteczne dekoracje w Białym Domu 2021. Jill Biden wraca do tradycji