Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Boliwia. Śmierć nas nie rozłączy
Marzena Wystrach, 28.10.2020
To było z 15 lat temu. Szłam na pierwsze spotkanie z Lorenzem, bardzo się stresowałam. Aurelia, chrześnica mamy, poradziła, żebym po prostu z nim pogadała i zapaliła dwie świeczki. „Jeśli cię zaakceptuje, będzie cię bolała głowa” – powiedziała. Gdy wróciłam, aż pękała z bólu, oczy miałam czerwone, opuchnięte. Zadzwoniłam do Aurelii. „Weź go do domu. To znak, że próbuje nawiązać z tobą kontakt” – usłyszałam. To była nasza pierwsza noc. Nie podobało mi się jego imię, więc nazwałam go Alejandro. Stanął przede mną, taki młody, szczupły. I zły, że zmieniłam mu imię. Nad ranem obudziłam się spokojna, zaczęłam go przepraszać.
NA TEMAT:
Wybaczył. Jest zazdrośnikiem. Nie akceptował żadnego z mężczyzn, z którymi się spotykałam, odpychał ich ode mnie. Dopiero gdy poznałam obecnego męża, było inaczej. Mąż nosił przy sobie jego zęby jako talizman, rozmawiał z nim. Dzięki Bogu Lorenzo go zaakceptował! A bardzo się bałam. Jak by nie było, to przecież ktoś martwy. Ale za jego sprawą rodzinie dobrze się wiedzie – opowiada Silvia Yumo Valencia. Obok niej na krawężniku siedzi wspomniany mąż. Mówi niewiele, ale przytakuje żonie we wszystkim. Przed nimi, w drewnianym pudełku, leży Lorenzo. Oczodoły ma wypchane watą. Ledwo go widać spod darów: świeczek, liści koki, paczek papierosów, płatków kwiatów. Jest 8 listopada: Día de las Ñatitas – Dzień Czaszek.
Czaszki pieszczotliwie określa się też wawitas, co w języku ajmara oznacza "dzieciaczki". Fot. Marzena Wystrach
Tydzień po Święcie Zmarłych na cmentarz Główny w La Paz od rana przybywają tysiące ludzi. Rozsiadają się na schodach, trawnikach, obok stawiają czaszki w ozdobnych gablotkach, pudełkach, kartonach. W kapeluszach, czapkach, kwiecistych koronach, w okularach przeciwsłonecznych lub z oczodołami wypchanymi watą – by wyglądały ładniej, nie straszyły dzieci, nie zbierały kurzu. Cmentarnymi uliczkami spacerują kapele, za niewielką opłatą śpiewają w intencji zmarłego.
ZOBACZ TEŻ: Jukatan. Jak żyć bez duszy, którą porwały demony?
Jest wesoło i kolorowo. Słowo „ñatita” wywodzi się z określenia oznaczającego w języku ajmara spłaszczony nos, choć w przypadku czaszek lepiej byłoby przełożyć je jako „bez nosa”. Podczas Día de las Ñatitas celebruje się obecność zmarłych pośród żywych. Na cmentarzu spotykają się rodziny i przyjaciele: jedzą, piją, palą, tańczą. Podobnie było w czasach prekolumbijskich, gdy Ajmarowie odkopywali szkielety i jedli z nimi, by miały siłę wędrować przez Andy czy dokończyć zaległe sprawy. Nie traktowali śmierci jako kresu, tylko kolejny etap życia. Wierzyli, że człowiek posiada kilka ajayu, czyli dusz – przynajmniej dwie, a może nawet siedem – z czego jedna pozostaje w czaszce. Po konkwiście i wprowadzeniu chrześcijaństwa bulwersujące Europejczyków tradycje były tępione. Nie zanikły jednak, lecz połączyły się z katolickimi. Do dziś ludzie żyją w domach ze zmarłymi. Ñatitas pomagają opiekunom, są obrońcami rodziny. To nie święci, ale jako dusze mogą wstawić się za żywymi u Boga. Największą moc mają ponoć czaszki nieznajomych (takie posiada większość), którzy zmarli tragicznie (o tym żywi dowiadują się w snach).
Organizatorzy wieczornej imprezy zapewniają gościom szaliki, breloczki czy przypinki ze stosownymi motywami. Zespół zaś dedykuje czaszkom piosenki, wymawiając kolejno imię każdej z nich. Fot.Marzena Wystrach
Nie wszystkim Boliwijczykom podoba się ta tradycja. Uważają ją za makabryczną, boją się ludzkich głów. Największy sprzeciw wychodzi z Kościoła. Początkowo obchody w La Paz rozpoczynała msza w cmentarnej świątyni. Ale w 2008 r. arcybiskup Edmundo Abastoflor nazwał ów zwyczaj pogańskim.Zakazał udzielania błogosławieństwa, tłumaczył, że to nie po chrześcijańsku wyciągać zmarłych z grobów. Gdy jednak 8 listopada proboszcz zabronił ludziom z czaszkami wejść do kościoła, nastąpił zbiorowy bunt. Kapłan zdał sobie sprawę, że nie wygra z tradycją. Wyszedł do tłumu z kubłem wody święconej i odprawił nabożeństwo. Tak jest do dziś.
Moc czaszek
W Día de las Ñatitas obydwa wejścia na cmentarz okupują sprzedawcy. Za kilka bolivianos można kupić pęk świeczek, woreczek liści koki, paczkę papierosów bez filtra, płatki kwiatów i konfetti, za nieco więcej – kwiatową koronę. Odwiedzający podchodzą do wybranej czaszki, pytają opiekuna o jej imię, modlą się w jej intencji. Proszą o pomoc w rozwiązaniu problemów. Na koniec żegnają się, zapalają świeczkę, kładą wianki. Gdy brakuje miejsca na świecę lub kolejny wetknięty w szczękę papieros, zostawiają je na później i proszą, by w ich intencji zapalić w domu. – Nie zawsze pamiętam, jak się nazywali i o co prosili. Ale Carlos na pewno wie – przekonuje Cristina. Niektórzy na wszelki wypadek wypisują na papierosach lub świeczkach swoje prośby i imiona. Do Ediego, który ma trzy czaszki zmarłych dzieci – Milenkę, Williego i Maríę José – często przychodzą kobiety, które nie mogą zajść w ciążę. A potem wracają podziękować, już z dziećmi lub ciężarne. Jedni opiekunowie zawsze wybierają to samo miejsce i łatwo ich znaleźć. Inni, jak Fabian Mercado, zmieniają je co roku: – Weszliśmy na cmentarz i moja córeczka mówi: „Zobaczymy, gdzie nas Margarita poprowadzi”. I poczuliśmy, że to tutaj. Wskazała miejsce troszkę bardziej po prawej, ale usiedliśmy na schodku, bo wygodniej.
Dla części dusz nieważne gdzie, a z kim. Lubią przebywać blisko przyjaciół, jak Carlos, który zawsze chce być koło Lucha. – Kiedyś ich rozdzieliliśmy, stali dalej od siebie niż zwykle. Piliśmy piwo, przyszła policja i wygniła nas do domu. To się nigdy nie zdarzało! – opowiada Cristina. Opieka nad czaszką to spora odpowiedzialność. Trzeba ostrożnie dobierać partnerów. – Mój wujek miał przez jakiś czas Jeronima, ale jego żona nie wierzyła w jego moc. Przyszedł Dzień Wszystkich Świętych i co? Ukradli mu samochód! – wspomina Lidia. Ñatitas mieszkają ze swoimi opiekunami, zwykle w najbardziej reprezentacyjnym miejscu w salonie albo w sypialni, na specjalnym ołtarzyku. Niektórzy trzymają po jednej czaszce, inni nawet kilkadziesiąt. Należy poznać ich preferencje, bo każda ma inny charakter. – Cirilo lubi papierosy. Skąd wiem? Proste! Wypala je szybciusieńko. Jeśliby nie lubił, od razu by gasły – tłumaczy Vani. Faktycznie, górna szczęka Cirila jest czarna i osmolona. To częsty widok, większość czaszek lubi palić. Z alkoholem i imprezami bywa różnie. Lorenzo na przykład za nimi nie przepada. – Kiedyś, nieco wstawieni, zapaliliśmy mu świeczki i rozmawialiśmy z nim. A on się zdenerwował i wszystkie zgasił. Jak więc mamy ochotę się napić, po prostu z nim nie gadamy – wspomina Silvia.
Goście przynoszą na wieczorną imprezę własne czaszki, które staja się pełnoprawnymi uczestnikami zabawy. Ludzie z nimi tańczą i robią sobie zdjęcia Fot.Marzena Wystrach
W poniedziałki, środy i czwartki Lidia prosi Jeronima o zdrowie, o powodzenie dzieci na studiach i własne w biznesie. We wtorki i piątki – by wrogowie trzymali się z daleka. I by zło, które mogliby sprowadzić czarną magią, wróciło do nich. Edi zapala świeczki w konkretnych sprawach. – Masz np. projekt do skończenia, ale zachorowałeś i nie dałeś rady. Prosisz, by ñatita coś zrobiła. I nazajutrz zleceniodawca nie pojawia się. Albo prosi o przesunięcie terminu – wyjaśnia. Najczęściej jednak czaszki chronią dom przed złodziejami. – Dzwoni kolega i pyta, czemu nie otwieram drzwi. A mnie nie ma w domu. „To czemu światła zapalone?” – pyta. Żadnych świateł nie zostawiałem! A jak wróciłem, było ciemno. Taka sytuacja! – opowiada Edi.
Dusze mówią
– Wiesz, że nie jesteś sama, ale nie czujesz strachu. Wręcz przeciwnie, jesteś spokojniejsza, bo są z tobą dobre duchy i chronią przed złym – tłumaczą opiekunowie Claudia, ubranego w żołnierską czapkę. – Nie wykopujemy ich z grobów. Po co wyciągać duszę, która może nie chcieć być z nami i będzie nam szkodzić? One po prostu pojawiają się, gdy potrzebujemy wsparcia. Ja znalazłem swoje porzucone, spacerując po cmentarzu – opowiada Edi, opiekun trójki. Podobnie objawiły się Cristinie: – Szłam z ciocią przez cmentarz. Zobaczyłyśmy jakąś parę: zostawili czaszkę na tacce, zapalili świeczki i poszli. Porzucili ją! Zrobiło nam się jej szkoda. Niektórzy zabierają ñatitas ze wspólnych mogił, gdzie opuszczone szkielety czekają na spalenie. – Ze 30 lat temu moja siostra studiowała pielęgniarstwo. Każda grupa musiała przynieść szkielet do badań. Na ocenę: im lepsze kości załatwisz, tym wyższa.
Día de las Ñatitas to okazja, by spędzić czas w rodzinnym gronie Fot.Marzena Wystrach
Siostra z koleżanką poszły na cmentarz, schowały się i czekały, aż wszyscy wyjdą. A później szukały po opuszczonych grobach – opowiada Lucy, nauczycielka angielskiego na uniwersytecie w El Alto. Jej matka długo opiekowała się tamtą czaszką, ale zwykle studenci po zajęciach sprzedają je lub wyrzucają. W taki sposób matka Vani znalazła Cirila: w kontenerze, pośród innych kości. Fabian na swoją czaszkę trafił przy drodze. – To aniołek, który spadł mi z nieba. Miałem z 11 lat, poszedłem z bratem grać w piłkę. Zauważyliśmy worek i, jak to dzieciaki, zajrzeliśmy. A tam ludzka czaszka, pozawijana w gazety! Odskoczyłem ze strachu. Brat chciał uciec, ja jakoś nie mogłem… Zanieśliśmy ją do domu. Nie pamiętam dokładnie, co powiedziała mama, ale zachwycona nie była. Póki Margarita nie przyszła do niej we śnie… Mała, biedna dziewczynka ze wsi. Szlochała, bo zgubiła rodziców – wspomina. Od razu widać, że to dziecko. W zębach zamiast papierosów ma batoniki, czekoladki i smoczek. Cristina tak wspomina pierwszą rozmowę we śnie: – Pytałam: jesteś kobietą czy mężczyzną? Młodzieńcem czy osobą starszą? Jak mam cię nazywać? Czy Carlos będzie w porządku? I w końcu mi się przyśnił. Młody, w wojskowym mundurze. Zagrodził mi przejście w wąwozie i zalecił, bym poszła dookoła. Podziękowałam, zapytałam, jak mu na imię. „Nazywam się Juan Carlos Mamani”, odpowiedział. Czyli jednak Carlos! – cieszy się. Początkowo pomieszkiwał kolejno u jej krewnych. Ale gdy przebywał u ciotek, skarżyły się, że przeszkadza, hałasuje. Cichutki był tylko u niej, więc pewnego dnia zadecydowała: – Dość tego! Byłeś już u wszystkich. Czas, byś został w domu.
W położonym w dolinie La Paz znajduje się siedziba rządu i prezydenta. Z sąsiednim El Alto miasto tworzy największą aglomerację Boliwii Fot. Marzena Wystrach
Lucy postanowiła pozbyć się czaszki odziedziczonej po siostrze studentce, bo obwiniała ją o nieszczęścia, które nawiedzały rodzinę. Mama spadła ze schodów, uderzyła się w głowę. Zrobił się zator, sparaliżowało jej lewą stronę ciała, zaczęła poważnie chorować. Domem zajęły się siostry. Pewnego razu natknęły się na czaszkę. Zszokowana Lucy zauważyła, że ñatita ma wgniecenie dokładnie z tej strony, w którą uderzyła się matka. Pochowały ją, gdy przenoszono szczątki dziadka do mniejszego grobu. Choroba co prawda się nie cofnęła, ale mama żyła jeszcze wiele lat.
Taniec śmierci
Wieczorem dla wielu ñatitas prawdziwe świętowanie dopiero się rozpoczyna. Opiekunowie ruszają z cmentarza z orkiestrą, w karnawałowych strojach, z czaszkami na przedzie. W lokalu już przygotowano długie stoły, krzesła w bankietowych pokrowcach, piętrową konstrukcję z dziesięcioma tortami. Pośrodku stoją szklane regały wyściełane poduszeczkami, okryte półprzezroczystym niebieskim materiałem w serduszka. Tu układa się czaszki: każdą w uszytej na tę okazję czapce z imieniem. Zbiera się ze stu gości i kilkadziesiąt czaszek organizatorów zabawy. Co roku są to inne osoby, a uczestnicy, by trochę ich odciążyć, robią zrzutkę po kilka bolivianos i przynoszą co najmniej skrzynkę piwa.
Przygrywa wynajęty na tę okazję zespół Hiru Hicho, jeden z najsłynniejszych w Boliwii. Wszyscy się przepychają, by dostać autograf, zrobić zdjęcie. Niektórzy goście przyszli ze swoimi czaszkami, kładą je na stole, przy talerzach. Ludzie z nimi tańczą, całują je, przystają pomodlić się przy ołtarzu. Zabawy żywych z umarłymi trwają tej nocy w wielu lokalach. Ale nie każda dusza lubi świętować hucznie. Silvia raczej położyła Lorenza na jego miejscu w sypialni, dusze dzieci od Ediego i Fabiana też pewnie odpoczywają, otoczone górami słodyczy. Cristina prawdopodobnie zaprosiła ciotki Carlosa i rodzinę Lucha na kameralne spotkanie. A Cirilo? Zapewne pali papierosa za papierosem, z przelanymi na nie prośbami. Ile z nich tym razem uda im się spełnić?
Polub nas na Facebooku!
Zobacz również:
- Wakacje na Dominikanie to nie tylko plaże i All Inclusive. Poznajcie kulisy...
- Patagonia: podróż na koniec świata
- Medellin bez Escobara. Jak wygląda życie po narcos
- Zniesienie wiz do USA. Kiedy polecimy do Stanów bez wizy? Znamy datę!
- Jak podróżować po Ameryce Łacińskiej: porady i bezpieczeństwo
- Rzuć wszystko i chodź na drzewo! To prostsze niż myślisz