Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Ciekawostki z Hawany. Co zobaczyć i jak tanio zwiedzić Hawanę?
Joanna Szyndler, 22.11.2018
Gdy tylko zajdzie słońce, na Malecónie, bulwarze ciągnącym się wzdłuż Zatoki Hawańskiej, zaczynają gromadzić się tłumy ludzi. Przesiadują na betonowym murze, zwróceni twarzą w stronę Hawany. Za ich plecami niewiele się bowiem dzieje. Po ciemnych wodach Atlantyku rzadko pływają łodzie. Za to na samym bulwarze zawsze można spotkać kogoś znajomego. Ktoś przyniesie butelkę rumu, ktoś inny gitarę. – Lisa, czemu umówiłaś się z przyjaciółmi na drugim końcu Malecónu? Nie mogłaś gdzieś bliżej? – marudzę mojej znajomej Kubance po prawie godzinnym marszu wzdłuż zatoki. – Zawsze spotykamy się bliżej dzielnicy Vedado. Malecón lubią wszyscy i w różnych jego częściach można spotkać różnych ludzi. Choć cały bulwar wygląda niby tak samo, jedna strefa jest bardziej emerycka, inna bardziej młodzieżowa. Blisko Centro Habana natkniesz się z pewnością na dziwnych typów i prostytutki. Dlatego lepiej przejść się kawałek dalej – tłumaczy Lisa.
Dochodzimy do znaku zakazującego łowienia ryb, fotografowania; za nim Malecón nagle robi się pusty. Pojawiają się za to patrole policji i strażnicy. – Po drugiej stronie ulicy znajduje się konsulat amerykański – pokazuje mi Lisa. – Ten odcinek, aż do następnego znaku, lepiej przejść szybko. Nie ma co narażać się na niepotrzebne pytania.
Po wieczorze z przyjaciółmi Lisy na Malecónie wracamy do centrum miasta, do mieszkania babci Mary, u której wynajmujemy pokój. – Jakie tłumy na Malecónie! – zagaduję. – Siedzą na murku, bo niby dokąd mają pójść? Przecież na piwo w barze nikogo nie stać – babcia Mary gasi mój entuzjazm.
Babcia Mary i świnka Peppa (pseudonim, który Peppa zawdzięcza odgłosom chrumkania po każdym zdaniu), to nasze gospodynie w Hawanie. U jednej mieszkamy na początku pobytu na Kubie, u drugiej przed wyjazdem. Babcia Mary jest na emeryturze, dzieci wyprowadziły się dawno temu z domu. Rodzina świnki Peppy to artyści, ona sama maluje, syn tańczy w balecie, brat jest muzykiem i mieszka w Stanach Zjednoczonych. Obydwie panie mieszkają w Centro Habana – najbardziej niezwykłej i najbardziej zaniedbanej części Hawany. Obydwie to twarde, przedsiębiorcze kobiety, które postanowiły wynajmować jeden ze swoich pokoi turystom. Taką możliwość rząd kubański dał obywatelom ok. 2010 roku. Obok prowadzenia rodzinnej restauracji oraz taksówek, była to wówczas jedna z niewielu legalnych na Kubie prywatnych inicjatyw. Z czasem lista prac, które można wykonywać na własny rachunek, znacznie się zwiększyła.
Wynajem pokoi daje babcia Mary i Peppie dostęp do peso wymiennego, czyli waluty turystycznej, tak zwanego peso convertible, funkcjonującego równolegle do peso kubańskiego. Dzięki temu stać je na więcej, mogą robić zakupy w sklepach dewizowych. Obu jednak nie żyje się łatwo. – Podatki są tak ogromne! I muszę je płacić niezależnie od tego, czy goście u mnie śpią czy nie – skarży się Mary. – Ostatnio w porze huraganów nie przyjechał prawie nikt i musiałam sprzedać telewizor i pralkę, żeby zapłacić rachunki! – opowiada. Peppa ma trochę lżej. Brat przesyła pieniądze ze Stanów. Za karierę za granicą musiał jednak drogo zapłacić. Po raz pierwszy na święta Bożego Narodzenia przyjechał do domu po 7 latach.
Stare Miasto Hawany (Habana Vieja)
Centrum Hawany, zwłaszcza w porze huraganów, to najbardziej niebezpieczna część miasta. Wcale nie ze względu na złodziei czy bandziorów. Minimalną przestępczość, obok wysokiego poziomu edukacji i bezpłatnej służby zdrowia trzeba wpisać w poczet zasług ustroju. Gdy jednak przychodzi czas silnych wiatrów, przejście przez centrum miasta w jednym kawałku może nie być takie proste. Łatwo zarobić cegłą, kaflem a w najgorszym przypadku balkonem spadającym na głowę.
Piękne kolonialne budynki niszczą wrastające w nie drzewa, mury rozsypują się i tracą kolor. Uważać trzeba także na jeden z kubańskich symboli – stare samochody. Mało który ma w pełni sprawne hamulce i kierowca może się nie zatrzymać nawet przy najlepszej woli.
Stare miasto, czyli Habana Vieja to już zupełnie inny świat – odnawiany i dopieszczany przez pieniądze rządowe i te płynące z UNESCO. To największe zagłębie restauracji, hoteli, muzeów. Znajduje się tu m.in. Muzeum Miejskie, Muzeum Sztuki Kolonialnej czy Muzeum Czekolady, gdzie spróbować można słodkich, gorących napojów przyrządzanych na najróżniejsze sposoby.
W Habana Vieja peso kubańskie staje się praktycznie bezużyteczne, za wszystko płaci się w peso wymienialnym.
Stare miasto to piękna, pełna zabytków strefa turystyczna. Mieszkańców przesiedlono do innych części Hawany i poza sezonem, zwłaszcza po zmroku, robi się tu nienaturalnie cicho i pusto.
Spacerujemy po brukowanych uliczkach od jednego placu do drugiego. Jest Plaza de Armas pełen kramów z książkami i komiksami o historii rewolucji, biografii Che Guevary i Fidela Castro. Na Plaza de la Catedral w cieniu barokowej XVIII-wiecznej katedry, z ogromnymi cygarami w dłoniach pozują do zdjęć poprzebierani Kubańczycy.
Z placu skręcamy w ulicę Empedrado, na której znajduje się słynny bar La Bodeguita. Na Mojito i Daiquiri wpadał tu bowiem Ernest Hemingway i kubańska bohema, na ścianach lokalu każdy mógł napisać, to co przychodziło mu do głowy. Do czasu. Myśli gości La Bodeguita zaczęły biec w niepożądanym przez władze kierunku i w barze nie pojawiają się już nowe wpisy.
Wracając do domu do Centro Habana, mijamy cysternę z wodą, do której ustawiła się długa kolejka hawańczyków z baniakami. Po raz kolejny zastanawiamy się głośno: dlaczego tyle osób przychodzi tu po wodę, czy ta z kranu nawet po przegotowaniu nie nadaje się do picia? Odpowiedź znajduję dopiero w Polsce na blogu Yoani Sánchez i z wielkim wstydem wspominam swoje długie prysznice i marnowaną litrami wodę.
Co dwa dni ci mieszkańcy dzielnicy Centro Habana przemierzają trasę wilgoci, zmęczeni czekaniem, aż w instalacjach ich łazienek i kuchni pojawi się coś więcej niż hałas i karaluchy. (…) Wielu z sąsiadów, którzy wynajmują pokoje cudzoziemcom, zainstalowało motor, znany jako »złodziej wody«. Odpalają go w nocy i wciąga on do ich zbiorników zasoby, które powinny trafić do położonych w pobliżu domów; tylko w ten sposób mogą zapewnić nocującym u nich turystom prysznic – pisze Yoani Sánchez.
„Loża kretynów”
Yoani Sánchez wpisano na listę wrogów Fidela Castro. W 2008 roku została uznana przez magazyn „Time” za jedną ze 100 najbardziej wpływowych osób świata w kategorii „Bohaterowie i pionierzy”, a jej blog „Generacja Y” (w 2014 roku przekształcony w 14ymedio.com, „pierwszą niezależną stronę newsową na Kubie”) znalazł się w gronie 25 najlepszych na świecie.
Na liście Fidela Castro Yoani Sánchez oczywiście nie była osamotniona. Trafiali na nią zarówno wojownicy o niepodległość, jak i dawni skorumpowani politycy i przywódcy wrogich krajów świata.
Przy wejściu do Muzeum Rewolucji w Hawanie wita nas kolorowa loża kretynów. Dosłownie. Napis „Rincon de los Cretinos” widnieje nad karykaturami 4 osób: prezydenta, a następnie popieranego przez Stany Zjednoczone dyktatora Kuby, nieżyjącego już Fulgencia Batisty, dalej amerykańskich prezydentów Ronalda Reagana, George'a H.W. Busha i George’a W Busha.
Przechodzimy przez kolejne sale muzeum, oglądając pamiątki po rewolucjonistach. Zwłaszcza zdjęć i przedmiotów należących niegdyś do Che Guevary jest tu wyjątkowo dużo: nóż El Comendante, jego mundur, bandaże, którymi był opatrywany. Wizerunki Che Guevary nietrudno spotkać także poza muzeum, na murach domów i ogrodzeń. Widnieją często obok haseł o równości, jedności i wyzwoleniu. Choć ciężko spotkać tutaj kogokolwiek, kto by jeszcze w takie hasła wierzył.
Kubańczycy, słysząc że jesteśmy z Polski, wyjątkowo chętnie zaczynają opowiadać swoje historie, nikt tu nie ma wątpliwości, gdzie leży Polska i jaka jest jej historia. – A Jaruzelski to żyje jeszcze? – pyta mnie spotkany na starym mieście mężczyzna. – Niech idzie do diabła pod rękę z Fidelem! – krzyczy, po czym wybucha gromkim śmiechem. – A jak się ma Wałęsa? – pyta innym razem taksówkarz. – Zdrowy? I tak szczerze, to jak wam teraz w Polsce jest, lepiej?.
Kobiety, rum i baseball
Pół godziny autobusem z centrum Hawany wystarczy, aby wykąpać się w błękitnej wodzie i opalać na białym piasku pod palmami. Najpiękniejsze plaże położone blisko miasta to Playas del Este, czyli plaże wschodnie. Przed powrotem do kraju chcemy jeszcze złapać trochę opalenizny.
Wieczorem czeka nas za to impreza z Lisą i jej znajomymi. Jedziemy do jednego z klubów w Vedado. Dzielnica ta dawno temu przejęła kulturalną i polityczną funkcję centrum stolicy. Tutaj oprócz hoteli biznesowych, banków i budynków ministerstw znajduje się także Uniwersytet Hawański. Jeśli habaneros idą do restauracji lub klubu, to właśnie w Vedado, praktycznie nigdy do Habana Vieja czy Centro Habana. Tutaj znajdują się też miejsca, w których można dobrze zjeść, a ceny podane są w peso kubańskim. W klubie, do którego wchodzimy, tak jak praktycznie wszędzie, króluje reggaeton. To połączenie rapu, hip-hopu i reggae, nowa miłość Kubańczyków, która strąciła z piedestału salsę i kubańską muzykę tradycyjną, znaną na świecie dzięki filmowi Wima Wendersa „Buena Vista Social Club”. W reggaetonie kochają się wszyscy młodzi Kubańczycy, a ich uczucia widać wyraźnie na parkiecie. Musi być blisko, rytmicznie i erotycznie – tak cała sala tańczy do najnowszych hitów.
Muzyka zajmuje jednak dopiero czwarte miejsce wśród miłości Kubańczyków. Mieszkańcy śmieją się, że dla nich najważniejsze są: kobiety, rum i baseball. Zawsze w takiej kolejności.
Gdy zaczyna już świtać, przyjaciele Lisy, Daniel i Oscar, żółtym fiatem 126p z niedomykającym się bagażnikiem odwożą nas do domu. Podczas pożegnania wymieniamy maile. Na Kubie korzystanie z internetu jest utrudnione. W państwowych (płatnych 2$/godz.) hot-spotach, których od 2014 roku jest na wyspie ponad 230, sygnał jest słaby i przeciążony. Korzystają z nich tłumy ludzi, przeważnie młodych.
„Nawet nie wiesz, jak ciężko przesłać mi do Ciebie wiadomość”, po powrocie do Polski czytam list Oscara. „Najpierw piszę tekst na kartce. Żeby potem poszło szybciej. Szukam po znajomych komputera. Przepisuję wszystko do Worda. Zgrywam na pendriva. Szukam internetu. Wysyłam”. „Nie martw się, na Kubie nauczyłam się cierpliwości”, odpisuję. Odpowiedź przychodzi po tygodniu. „To co wydaje Ci się cierpliwością u Kubańczyków, wcale nią nie jest. Tutaj z każdego problemu są tylko dwa wyjścia: albo nie godzisz się na coś, kombinujesz, ryzykujesz i zazwyczaj wplątujesz się w jeszcze większe kłopoty, albo po prostu czekasz. Niecierpliwie. Innego wyjścia nie ma”.
Jak taniej zwiedzić Hawanę?
- Na Kubie obowiązują dwie waluty: wymienialne peso (CUC$) i kubańskie peso (MN). Ceny w CUC$, od czego nie da się uciec, są wyjątkowo wysokie. Na Kubę lepiej zabrać euro niż dolary, które objęte są dodatkową prowizją przy wymianie w wysokości ok. 10%.
- Najtańszą i najlepszą opcją jest nocleg w tzw. casas particulares. Są to prywatne domy Kubańczyków, którzy mają pozwolenie na wynajem pokoi obcokrajowcom. Informacji o casas można szukać na www.casaparticularcuba.org i www.cubacasas.net. Bez oficjalnego pozwolenia i odprowadzenia podatków Kubańczycy nie mogą gościć w swoich domach obcokrajowców, nawet za darmo.
- Obiad w tańszej restauracji kosztuje ok. 10$. Sposobem na przetrwanie jest peso pizza, która kosztuje ok. 1$ i jest bardzo popularna w Hawanie. Szukajcie też napisów comida criolla, w tak oznaczonych miejscach sprzedaje się na wynos niewielkie pudełka z ryżem, fasolą, warzywami i mięsem w środku. Dla oszczędności polecam też zakupy na lokalnych targach (tam można płacić w kubańskich pesos, więc jest super tanio) i gotować w swoich casas particulares.
Polub nas na Facebooku!