BRAZYLIA

Brasilia: Miasto marzeń na środku pustyni

Aleksandra Synowiec, 26.04.2011

budynek kongresu narodowego w Brasilii

fot.: sxc.hu

budynek kongresu narodowego w Brasilii
50 lat temu powstała pośrodku niczego, w miejscu wskazanym przez proroka, z marzenia. Dziś jest mekką dla pasjonatów architektury, którzy chcą zobaczyć, jak sprawdza się utopia w rzeczywistości

Sześć dekad temu w miejscu, gdzie teraz pulsuje życiem ponaddwumilionowa stolica Brazylii, kraju, który wkrótce ma szansę stać się jednym z głównych rozgrywających na arenie międzynarodowej, nie było kompletnie nic. Monotonny, gorący płaskowyż, typowy dla brazylijskiego interioru. Dziwne wrażenie robi dziś zdjęcie pustkowia z 1955 roku; na tle jedynego głazu pośrodku wypalonej ziemi Wyżyny Brazylijskiej wraz z budowniczymi przyszłej stolicy stoi ówczesny prezydent Juscelino Kubitschek. Odważny wizjoner, inicjator budowy Brasilii. Pięć lat wystarczyło, żeby w pustkę tchnąć życie, a głaz ze zdjęcia zastąpić Rodoviarią – dworcem autobusowym – będącym obecnie ruchliwym sercem miasta. 21 kwietnia 1960 roku stolica zaczęła żyć. Przeobraziła się z marzenia w prawdziwe miasto. W zeszłym roku Brasilia obchodziła swoje pięćdziesiąte urodziny.

NA TEMAT:

Bąble, nitki, samolot

Pomysł na przeniesienie stolicy z Rio de Janeiro w głąb Brazylii pojawiał się już w XIX wieku. Wydawał się ze wszech miar pożyteczny. Ówczesna Brazylia była przede wszystkim wybrzeżem, w głębi kraju znajdowały się jedynie małe kopalnie kruszców oraz osady w puszczy amazońskiej nastawione na pozyskiwanie kauczuku. Zaplanowanie stolicy w samym centrum kraju miało udowodnić światu, że Brazylia to państwo ogromne, terytorium dorównujące Europie, pełne ogromnych połaci ziem do zasiedlenia przez imigrantów. Takie położenie miało też ustrzec miasto przed napaścią z morza, a także dać nowo utworzonemu państwu nową stolicę – dumne dziecko niepodległości, bez śladu ingerencji kolonizatorów. W końcu w latach pięćdziesiątych XX w. ogłoszono konkurs na koncept urbanistyczny Brasilii. Zgłosiły się dziesiątki architektów, większość z nich przedstawiała jednak odrealnione projekty, będące raczej wykładnią ich fantazji niż koncepcją miasta, w którym mieszkać będą ludzie. Jeden z projektantów proponował na przykład wybudowanie ośrodka na planie kilku oddalonych od siebie bąbli, połączonych pojedynczymi nitkami dróg. Zwycięski projekt Brazylijczyka Lucio Costy na tle tego katalogu pomysłów rodem z powieści sciencie fiction niewątpliwie wyróżniał się prostotą i logiką. Brasilia wybudowana więc została na planie samolotu, na którego kadłubie umieszczone zostały wszelkie budynki administracyjne, zaś na dwóch skrzydłach osiedla mieszkalne. Miasto do dziś jest uporządkowane do granic możliwości. To raj dla taksówkarzy, w mieście bowiem po prostu nie da się zgubić, wystarczy rzut oka na mapę i wiadomo dokładnie, gdzie znajduje się każdy adres. Dwa skrzydła (południowe i północne) podzielone są na kwadry. Nie ma tam nazw ulic, tylko dzielnice, na które składają się osiedla, w których każdy blok oznaczony jest literą. Każda kwadra ma dokładnie taki sam układ, mając więc adres, możemy ustalić jego lokalizację z dokładnością co do domu. Nie tylko bloki ułożone są w kwadrach, ale także na przykład supermarkety czy restauracje. Czasem takie ujednolicenie wprowadza zamieszanie. Pamiętam, jak po kilku dniach, przejeżdżając w Brasilii autobusem koło jednej z dzielnic, powiedziałam do Claudia: „O! to w tym barze byliśmy wczoraj na piwie!”. Claudio, który w Brasilii mieszka od lat, pokiwał jedyne głową. „Nie, ten bar znajduje się kilkaset metrów dalej.” „Nie!”, szłam w zaparte. „Przecież tu jest takie samo rozgałęzienie ulic, a w rozgałęzieniu supermarket, bar na tym samym rogu i stoliki nawet takie same”, ocierałam pot z czoła. Po chwili przyznałam jednak Claudio rację. Rzeczywiście w Brasilii takie same skrzyżowania, sklepy o tej samej nazwie, bary z identycznymi stolikami znajduje się w różnych miejscach. Nużące? Być może, ale mieszkańcy mają tu inne problemy.

Głosy za t-shirty

Claudiomar Filho mieszka w Brasilii już 7 lat. Jego blok znajduje się przy Asa Norte 711C w jednym z modernistycznych mieszkań uderzających identycznością układu i urządzenia. W tym mieście aktualny byłby dowcip z PRL-u o człowieku, który wchodzi do nieswojego mieszkania, ale nie zauważa pomyłki, bo wszędzie jest taki sam rozkład i meblościanka. Mieszkania w Brasilii są niezbyt przestronne, ale za to praktyczne i nowoczesne, wybudowane w sam raz na potrzeby klasy średniej, która tworzyła się od lat 60. w Brasilii, wśród ludzi zatrudnionych w instytucjach państwowych. Po 50 latach nic nie wygląda już tak nowocześnie, jednak ma w sobie niewątpliwy czar. Claudio zaś – prawdopodobnie jak pierwsi mieszkańcy jego M4 – pracuje w jednym z ministerstw – mieszczących się w nudnych, równo ustawionych klockach w centralnej części miasta – w kadłubie samolotu. Wielu młodych ludzi zresztą po ukończeniu studiów przyjeżdża do Brasilii, by pracować w administracji państwowej, jako że na każde stanowisko jest tu rozpisany zupełnie sprawiedliwy konkurs. „Nie ma tu żadnych układów, pracę dostaje najlepszy. W stolicy jesteśmy uczciwsi, to tu zaczyna się nowa, lepsza Brazylia”, zapewnia Claudio. W kraju, w którym w wyborach lokalnych kupuje się głosy za długopisy czy t-shirty, taka szansa jest jedyną możliwością awansu społecznego. Dlatego Brasilia jest pełna młodych ludzi, którzy nocami uczą się do konkursów na kolejne coraz to lepsze stanowiska, rano zaś zjeżdżają ze swojego skrzydła i jadą do kadłuba samolotu do jednego z klocków – ministerstw.

Slalom gigant

Zdawać by się mogło, że taki układ rzeczy w naturalny sposób prowadzi do tworzenia się gigantycznych korków na wlocie i wylocie ze skrzydeł. Nie jest to jednak prawda. Miasto od razu zostało zaprojektowane z myślą o użytkownikach samochodów. Architekci zakładali, że w tak nowoczesnym mieście jak Brasilia, każdy mieszkaniec musi posiadać auto. Przez kadłub samolotu biegną więc szerokie trzy pasy jezdni w każdym z kierunków, a na skrzydła odbijają pętle, mosty i tunele. W tym całym ferworze nowoczesności Brasilia zapomniała jednak o pieszych. W mieście prawie nie ma chodników, zebr, o kładkach nad trzema pasmami ulic w każdym kierunku nie wspominając. Żeby pokonać monstrualne odległości, trzeba przedzierać się przez kilometry wysuszonej jak na Przystanku Woodstock trawy. Przez środek kadłuba samolotu, gdzie postawiono wszelkie turystyczne atrakcje, nie biegnie żaden chodnik, ludzie spacerują po spalonej słońcem czerwonej ziemi. Asfalt zarezerwowany jest dla pędzących wte i wewte samochodów. Jedyne, co Brasilia dała pieszym, to nieskoordynowana i nieposiadająca rozkładów jazdy komunikacja miejska oraz dwa dość ciekawe wynalazki. Pierwszym jest Biblioteca Popular, czyli darmowe książki, które tonami leżą na przystankach. Założenie jest proste. Jeśli nie potrzebujesz książki lub gazety, możesz ją zostawić na ławce pod wiatą. Oczywiście nie wszystkie publikacje wracają na przystanek. Claudio zachował sobie na przykład przewodnik Lonely Planet po Brazylii, który pożyczył mi na czas pobytu w mieście. System jest podobny do naszego book crossingu – czyli wymiany książek między znajomymi, ale na gigantyczną skalę. „Wiesz, że zaczęło się od rzeźnika, któremu za mięso można było płacić właśnie w książkach…” Potem ta wymiana literatury stała się wizytówką Brasilii – tłumaczy Claudio. Drugim wynalazkiem, który funkcjonuje tylko w Brasilii, jest wyciągnięta ręka, która oznacza potrzebę przejścia przez ulicę. Na pasach są nawet narysowane postacie, żeby dawać przykład pieszym. Rzeczywiście ten system działa. Na sygnał Claudia zatrzymują się równo wszystkie pędzące auta. Gdyby tylko tych zebr było więcej.

Łaty na garniturze

Brasilię przez lata krytykowano nie tylko za nieprzyjazność pieszym. Sam pomysł zbudowania miasta od zera wykluczał zachodzenie wszystkich naturalnych procesów urbanistycznych, które je kształtują. Ludzkie potrzeby i spontaniczność budowlana („O, mamy tak daleko do sklepu, może otworzymy tu nowy?”) są przecież najlepszym czynnikiem rozwoju każdego ośrodka miejskiego. O ile zbudowanie miasta od początku niczym w komputerowej grze „SimCity” jest z pewnością fascynujące, to zawsze w pewnym momencie gry okazuje się, że o czymś nie pomyśleliśmy. I nagle pojawia się prawdziwa lawina kłopotów. Jakby ludzki mózg nie był w stanie ogarnąć całej miejskiej konstrukcji. Tak jest też w tym mieście. Potężne odległości, nowe sklepy czy punkty usługowe wyglądające jak łaty na dobrze skrojonym garniturze czy w końcu potworny upał i susze, które pustoszą ten region z pewnością sprawiają, że życie jest tu wyzwaniem.

Poezja z Rio de Janeiro

Brasilia bardzo stara się być brazylijska. Budynki użyteczności publicznej z kadłuba samolotu zaprojektowane przez wspólnika Lucio Costy – Oscara Niemeyera starają się maksymalnie nawiązywać do różnorodności etnicznej i kulturowej kraju. I tak na przykład kształt katedry złożonej z 16 betonowych kolumn ustawionych na okręgu i stykających się na górze, może symbolizować zarówno namiot indiański czy też afrykański, jak i złożone do modlitwy ręce w religii chrześcijańskiej przywiezionej do Brazylii przez białego człowieka. Sam Lucio Costa wierzył, że miasto będzie stolicą kraju pionierskiego, pierwszego państwa, w którym trzy grupy – Indianie, przybysze z Afryki i ze Starego Kontynentu doskonale ze sobą współegzystują. Niemeyer mówił zaś, że przy projektowaniu Brasilii największą inspiracją były „góry jego kraju, meandry jego rzek, fale oceanu i ciało ukochanej kobiety”. Czuć na miejscu poezję i marzenia o wielkości. Niemal na czubku kadłuba, jak mówi Claudio „przy kabinie pilotów” znajduje się reprezentacyjny plac miasta Praça dos Três Poderes czyli plac Trzech Potęg. Zgodnie z nazwą władza wykonawcza znajduje się po lewej stronie w Palácio do Planalto (pałacu prezydenckim), ustawodawcza w parlamencie (Congresso Nacional) i w końcu sądownicza w Supremo Tribunal Federa po prawej. Na znajdującym się tu maszcie powiewa największa na świecie flaga kraju. Płótno z charakterystycznym żółtym globem na zielonym tle waży 600 kilogramów. Witajcie w sercu Brazylii! Reinaldo Viotto – wicekonsul Ambasady Brazylii w Polsce, który ponad pół roku temu przeprowadził się z Brasilii do Warszawy – nazywa to miasto „Babilonem Brazylii”, o wiele bardziej zróżnicowanym niż na przykład Sao Paulo, do którego z racji surowych przepisów imigracyjnych nie można się ot tak po prostu przenieść w poszukiwaniu lepszego życia. Marthinha Lauande – 24-letnia studentka – potrafi dostrzec w swym mieście także jakąś poezję rodem z plaż Rio de Janeiro. Mówi, że zachody słońca nad brazylijskim płaskowyżem to najbardziej romantyczna rzecz, jaką widziała, i że wybuchają one tyloma kolorami, że nie da się ich wszystkich nazwać. Uwielbia też chodzić do klubu Calaf, by potańczyć w rytm samby, forro, chorincho czy baile funku.

Rzeczywiście, szczególnie nad sztucznym jeziorem Paranoá, które wdziera się do centrum miasta, można poczuć się jak w Brazylii znanej z pocztówek. Słońce odbija się w jego brunatnej wodzie, nad brzegiem znajdują się przeszklone rezydencje ambasad i konsulatów, kluby sportowe i restauracje. Na północy zaś Uniwersytet i Palácio da Alvorada dom Dilmy Rousseff, pierwszej kobiety na stanowisku prezydenta Brazylii. I chociaż – jak mówi Reinaldo – Brasilia jest trochę jak Warszawa – można ją kochać albo nienawidzić, to osobiście nie spotkałam nikogo, kto by tak naprawdę jej nie lubił. Do dziś bowiem unosi się tu jakaś aura niezwykłości, marzenia, z którego zbudowane jest to miasto.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.