Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Nicea, Cannes, Antibes. Lazurowe Wybrzeże oczami artystów
Maria Brzezińska, 1.04.2016
Gdy zdałem sobie sprawę, że każdego ranka zobaczę ponownie to światło, nie mogłem uwierzyć własnemu szczęściu – opowiadał Henry Matisse. Malarz odkrył Niceę w wieku 48 lat. Przyjechał na Lazurowe Wybrzeże, by wyleczyć bronchit. Nie wiedział, że miejsce go tak zauroczy, że spędzi tu resztę swojego życia. Uwielbiał srebrzystą poświatę nad morzem i jasne, żywe barwy prowansalskiego wybrzeża. Soczyste kolory kwiatów na targu czy ciepłe, nasycone ochrą ściany budynków inspirowały go równie mocno, jak orientalna stylistyka, którą oglądał podczas podróży do Maroka. Zazwyczaj wstawał wcześnie i pracował przy delikatnym świetle poranka. Popołudniami lubił wypływać kajakiem na wody Baie des Anges – Zatoki Aniołów, dziś otoczonej jasnymi fasadami nicejskich hoteli.
Zadziwiające, że morze zawsze ma tutaj intensywną barwę lazuru – jakby odbijało się w nim niebo. Kiedy ja spaceruję Promenadą Anglików, akurat pokrywają je chmury, ale woda wciąż sprawia wrażenie, jakby ktoś dosypał do niej pastelowego, jasnoniebieskiego barwnika.
Matisse celebrował każdy szczegół otaczającego go świata. Uwielbiał naturę, to ona dawała mu poczucie harmonii i inspirowała jego twórczość – w przeciwieństwie do Picassa, któremu motywów do pracy dostarczała bujna wyobraźnia. Młodszy o 11 lat, poruszał się w zupełnie innej estetyce niż Matisse. Krępy, zadziorny Katalończyk różnił się nie tylko wyglądem od wyższego, dobrze ułożonego Henry’ego, ale i całym stylem życia. Obaj krytykowali się zawzięcie, a rywalizacja między artystami przeniosła się wkrótce na ich zwolenników. Tak naprawdę jednak, wśród docinków i swady, obaj byli swymi największymi wielbicielami, wiedząc, że nawzajem pobudzają się do coraz bardziej śmiałych poczynań w dziedzinie sztuki.
Na Lazurowym Wybrzeżu trudno zrobić krok, by nie natrafić na ślady po nich lub po innych artystach, którzy licznie zjeżdżali na Riwierę Francuską. W samej Nicei znajduje się około 100 muzeów, a w wąskich, pełnych koloru uliczkach w starej części miasta jak grzyby po deszczu rosną galerie sztuki.
Najsłynniejsze dzieła można podziwiać również na nadmorskich bulwarach – tablice z reprodukcjami ustawiono nie tylko w Nicei, ale i w Cagnes-sur-Mer, gdzie mieszkał i tworzył Auguste Renoir, oraz w Antibes, które obok pisarzy takich jak Flaubert czy Jules Verne, rozsławili malarze Nicolas De Staël, Monet i właśnie Picasso. Ten ostatni przez dwa miesiące mieszkał i pracował w atelier w zamku Grimaldich, zostawiając po sobie kilkadziesiąt prac – początek dzisiejszej kolekcji. Sam zamek wygląda surowo. Jak twierdza wieńczy mury obronne, ciągnące się wzdłuż nabrzeża. Za nimi rozpościera się stara część Antibes.
Antibes
Lazurowe Wybrzeże, Antibes (shutterstock.com)
Spaceruję ocienionymi uliczkami dzielnicy Safranier, określanej jako Wolna Społeczność, a to ze względu na niezależność administracyjną od Antibes. Ściany domów gęsto oplata bluszcz, pełno tu bujnych krzewów obsypanych różowymi i błękitnymi kwiatami. Choć dosłownie kilka kroków dalej ciągnie się „nabrzeże miliarderów”, tutaj jest cisza i spokój. Mieszkańcy nie spieszą się. Na lunch czy obiad pójdą do jednej z lokalnych knajpek. Zakupy zrobią na targu, ryby kupią od tutejszego rybaka, który wraz z żoną rano wypływa na połów, potem sprzedaje przy Place du Safranier to, co złowili, a resztę wykorzysta po południu w prowadzonej przez siebie restauracyjce.
Drugiego dnia w Antibes czuję się jak w domu. W porcie mijam rybaków, których widziałam wcześniej w dzielnicy Safranier. Patrzę, jak rozplątują sieci i oporządzają kuter po porannym połowie. Na promenadzie wpadam na znajomego piekarza, który przedstawia mnie miejscowemu dziennikarzowi i zaprasza na targ antyków. Okazuje się, że w świecie luksusowych jachtów i drogich hoteli jest miejsce na prostą codzienność i serdeczność, której nie zastąpią żadne pieniądze.
Cannes
Sophie Marceau w Cannes (fot. shutterstock.com)
Podobnie jest w Cannes, chociaż kiedy zaraz po przyjeździe wychodzę na balkon hotelu Martinez, jestem trochę oszołomiona. Świetlistym migotaniem wody, opływającej całe Lazurowe Wybrzeże, strzelistością palm przy słynnej promenadzie La Croisette, przymglonymi zarysami wzgórz na horyzoncie, za którymi leży Saint-Tropez. Podobny widok miała Grace Kelly, kiedy przyjechała tu w 1955 r. na promocję nakręconego rok wcześniej filmu „Złodziej w hotelu” Alfreda Hitchcocka. To wtedy poznała księcia Rainiera i zdecydowała się porzucić dla niego hollywoodzki świat. Wiele filmowych gwiazd wybiera na swój pobyt zacisze Cap d’Antibes, do Cannes przyjeżdżając na wydarzenia związane z festiwalem. Nic dziwnego – każdą osobę, która wychodzi z jednego z pięciogwiazdkowych hoteli przy La Croisette, obserwują czujne oczy turystów, wypatrujących znanych twarzy. Wystarczy jednak przejść kawałek promenadą, by trafić na panów przy stoliku, przejętych partią szachów dużo bardziej niż jakimkolwiek celebrytą. Równoległa do promenady Rue Meynadier również przenosi w „zwykły” świat. Z wyprzedażami, tradycyjnym targiem, supermarketami.
W najstarszej części miasta jest już zupełnie kameralnie. Niedaleko wzgórza Le Suquet, z którego rozciąga się rozległy widok na całe Cannes, pałac festiwalowy i marinę pełną drogich jachtów, zachodzę na kolację do małej knajpki, gdzie ledwo mieści się kilka stołów. Tuż przy wejściu przygrywa pianista w tweedowej marynarce i beżowym kaszkiecie. Towarzyszy mu czarnoskóra wokalistka. Jest ciasno, swojsko, wesoło. A kiedy już wszystkich wciągnie czar letniego wieczoru, z zaplecza wychyla się szef kuchni w białej czapie jak z filmu i... zaczyna wtórować kobiecie pięknym tenorem. Jak się okazuje, śpiewał kiedyś w operze w Antibes. Może ja śnię i zaraz zza rogu wyjrzy Woody Allen? Nie, to nie film, to po prostu kolejny artysta na Lazurowym Wybrzeżu.
Polub nas na Facebooku!
Zobacz również:
- Lazurowe Wybrzeże - weekend w CANNES
- Lazurowe Wybrzeże, Sztokholm, Anatolia pod żaglami – najpiękniejsze trasy świata
- Lazurowe Wybrzeże praktycznie: dojazd, noclegi, pomysły na weekend
- Kwintesencja Lazurowego Wybrzeża. Monako to ulubiony kierunek bogaczy
- Lazurowe Wybrzeże w 72 godziny. Jak w pełni wykorzystać ten czas?
- Festiwal Filmowy w Cannes – święto kina czy targowisko próżności?