ROSJA

Moskwa: Liczy się chwila

Katedra Św. Bazylego

fot.: sxc.hu

Katedra Św. Bazylego
„W stolicy Rosji wszystko musi być największe. Na szczęście czasami bywa też najlepsze”, wyrokuje Bartek Kraciuk, dziennikarz i założyciel kultowej klubokawiarni Warszawa Powiśle, który Moskwę nazywa swoją drugą ojczyzną.

W Rosji rzeczywistości nie traktuje się tak poważnie jak u nas. Widać to na każdym kroku. Ogromne ulice, szerokie czasem na dziesięć pasów ruchu. Przytłaczająco wielkie gmachy, które nie pozwalają obejrzeć się z bliska. Ruchem na potężnych skrzyżowaniach kierują milicjanci w małych budkach decydujący wedle własnego uznania o tym, kto stoi, a kto jedzie. Budynki, choć prężne od zewnątrz, w środku kryją małe klitki, często o standardzie slumsów. Kto by się jednak tym przejmował, ulubione przysłowie moskwian brzmi: „Izba miła nie kątami, tylko pierogami”.

NA TEMAT:

Bliny w Galerii

Tym, co przyjezdnemu w moskiewskim krajobrazie najbardziej rzuca się w oczy, jest brak klasy średniej. Na światłach obok siebie stoi lśniący mercedes i poczciwa łada, w sklepie owinięta chustą staruszka i młoda kobieta w futrze z soboli. Ta dychotomia widoczna jest na każdym kroku, również w galeriach sztuki. W Rosji bowiem artyści ledwo wiążą koniec z końcem, a kolekcjonarzy sztuki pławią się w luksusie. Na szczęście dzięki kilku oligarchom z ambicjami marszandów sytuacja zaczęła się zmieniać. Zacznijmy więc podróż po stolicy mocarstwa od sztuki. Jeszcze do niedawna próba odwiedzenia więcej niż jednej z moskiewskich galerii wiązała się z całodziennymi przeprawami z jednego punktu miasta do innego. Jednak ostatnio udało się zgromadzić osiem najważniejszych ekspozycji w dawnej fabryce win Winzavod. Godną polecenia jest szczególnie XL Gallery reprezentująca m.in. znanego na całym świecie Olega Kuliga. Winzavod to prężnie działająca instytucja, dzięki której moskiewskie życie artystyczne nabrało rumieńców. Owszem, turyści narzekają, że do złudzenia przypomina berlińską Kulturbrauerei, ale to w tym miejscu kreatywni mieszkańcy Moskwy znaleźli wreszcie przestrzeń dla swoich prac. To tu swojej pasji mogą się oddawać grafficiarze czy też ambitna młodzież próbująca zmienić wiekowego zaporożca w bujny kwietnik. Jest tu również sklep, jak przekonują właściciele, z niecodzienną odzieżą i kawiarnia, z piwem, którego cena nie zrujnuje skromnego stypendium czy budżetu polskiego turysty. Drugą świątynią sztuki jest dawna fabryka czekolady Czerwony Październik. XIX-wieczny budynek przypominający warszawską cytadelę znajduje się na styku rzeki Moskwy z Wodootwodnym Kanałem. To ogromna przestrzeń wystawiennicza (choć są i plany zagospodarowania jej na inne cele) zarządzana przez 23-letnią pasjonatkę sztuki Marię Bajbakową. O tym, że jej ojcem jest oligarcha, potentat niklowy Oleg Bajbakow, nie trzeba chyba wspominać. Mimo niewielkiego doświadczenia Bajbakowa utrzymuje Baibakov Art Space na wysokim poziomie. Jesienią fabryka czekolady gości trzecie Moskiewskie Biennale Sztuki współczesnej pt. „Nowa-stara zimna wojna”, do którego zaproszeni zostali artyści pochodzący z państw byłego Układu Warszawskiego. Polskę reprezentuje znakomity Piotr Wyrzykowski. Wracając do wielkodusznych oligarchów, przejdźmy teraz do Centrum Współczesnej Kultury „Garaż” (CCC Garage) powstałego w starej zajezdni trolejbusowej z lat 20. zaprojektowanej przez Konstantina Mielnikowa. Jego właścicielką jest Daria Żukowa, córka naftowego oligarchy Aleksandra Żukowa i partnerka Romana Abramowicza. „To rosyjska odpowiedź na londyńską Tate Modern”, zapewniała Żukowa kilka lat temu podczas otwarcia galerii. Rzeczywiście, mentorzy Żukowej nie oszczędzają na wydatkach. Na inauguracji pokazano prace Ilji Kabakowa, jednego z najbardziej znanych rosyjskich artystów zakazanego w czasach ZSRR. W lutym jego obraz sprzedano za blisko 6 mln dol. na aukcji w Londynie. Abramowicz kupił niedawno ukochanej obrazy Francisa Bacona i Luciana Freuda za ponad 120 mln dol. Dzieła są dziś ozdobą Garażu.

Siedem Wysotek

Wieczorem ruch na ulicach maleje, wciąż jednak stolicę paraliżują korki. Nawet o północy trudno jest przejechać przez miasto. Warto jednak zobaczyć Moskwę z okien samochodu. Wystarczy wystawić rękę, by złapać okazję – przypadkowi kierowcy chętnie wszędzie podwiozą każdego, oczywiście za opłatą. Z taksówek w Moskwie w zasadzie się nie korzysta. Może się okazać, że budżet przeznaczony na zabawę zniknie, zanim dojedziemy na miejsce. Warto rzucić okiem na chociaż kilka z siedmiu „wysotek”, czyli budynków podobnych do warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki. Ich przeznaczenia są przeróżne – od domów mieszkalnych, w których na ostatnie piętra nie dochodzi woda, przez hotel Ukraina z tysiącem pokoi w standardzie (według przewodnika) czterogwiazdkowym, aż po Uniwersytet Łomonosowa. Koniecznie trzeba zatrzymać się przy tej uczelni, tuż obok znajdują się bowiem Warabiowe Góry, najlepszy punkt widokowy miasta. Jeszcze niedawno aby wejść na wysoką skarpę, trzeba było pokonać kilkaset skrzypiących i chwiejących się metalowych schodków, dziś turystów wiezie tam wyciąg. Jakby żywcem przeniesiony ze stoku w Szczyrku.

Sorry, Babushka

W większości moskiewskich restauracji o godzinie 2 w nocy trudno bez rezerwacji znaleźć wolny stolik. Wybór jest nieskończony – tradycyjny Puszkin uchodzi za jeden z najwykwintniejszych lokali w mieście, wnętrze staroukraińskiego Szynku przypomina wiejską chatę okalającą przytulne podwórze, gdzie prawdziwa wieśniaczka doi prawdziwe krowy i zbiera prawdziwe jajka. Jest też Pietrowicz, do którego wchodzi się przez żelazne drzwi i to tylko, jeżeli zna się obowiązującą tajną procedurę. Specjalnością zakładu jest tu niespodzianka Pietrowicza, czyli szklanka wódki ze śledziem na czarnym chlebie. Idąc za ciosem, można odwiedzić Ekspedycję, przez środek której przepływa rzeka, a oprócz struganiny – czyli cienkich plastrów zmrożonej syberyjskiej ryby – podaje się konserwę w puszce, do zjedzenia której należy wstać od stołu i udać się do zaparkowanego we wnętrzu restauracji helikoptera. Rosyjska fantazja nie zna granic, pozwolę jednak sobie skupić się na samej unikalności smaków.

Tym, co wyróżnia rosyjską kuchnię, są ryby. Od blinów z kawiorem z bieługi po wędzonego omula zamieszkującego wyłącznie Bajkał. Powalający wybór oferuje ogromny targ rybny Dorogomiłowski – dostać tam można każdy jej rodzaj, nie wspominając już o bogactwie innych, nierzadko egzotycznych (dla nas, bo dla Rosjan typowych) produktów. Polecam również restaurację rybną Market. Moją ulubioną knajpą, bez względu na jadłospis, pozostaje jednak kaukaski lokal Witjaz. Znajduje się na świeżym powietrzu, ukryty za wysokim płotem przy 36. kilometrze obwodnicy M-Kad. Trudno tam uniknąć przejedzenia, próbując kaukaskich specjałów: od grillowanego jesiotra, przez baraninę, aż po herbatę z warieniem z niedojrzałych orzechów włoskich gotowanych do miękkości w cukrze. Słoik takich konfitur dostać można na każdym moskiewskim bazarze – doskonale wzbogaca ceremonię picia herbaty, traktowaną w Rosji o wiele poważniej niż u nas. Nie wolno zakończyć dnia banalnym pójściem spać. To frazes, ale trzeba go przypomnieć – Rosjanie należą do ludzi wyjątkowo dobrze umiejących się bawić. W większości klubów obowiązują eleganckie stroje, chociaż coraz częściej goście wpuszczani są w adidasach. Na scenie równie często co DJ występują muzycy. Miejsca takie jak B2 czy Kitayski Lyotchik Dzhao-Da najczęściej zapraszają gwiazdy rosyjskiej sceny muzycznej – w klubie 16 ton występują już artyści brytyjscy czy niemieccy. Z kolei Paryskaja Zyzn i Sorry, Babushka to już typowe moskiewskie dyskoteki, gdzie bez żenady (a są to kluby elitarne) goście bawią się w towarzystwie nagich tancerek. Moskwa lubi skrajności. Opływająca przepychem i biedna, zatłoczona chociaż przestrzenna, pasjonująca, a jednocześnie zupełnie zwykła. To dzięki temu ta multimilionowa metropolia jest miastem, które nie chce się znudzić.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.