Galeria zdjęć:
W drodze na plaże Baracoa
JARZMO DZIEDZICTWA
Niewolnictwo zniesiono na Kubie w 1886 roku, choć potajemnie istniało jeszcze przez wiele lat. "Oficjalnie wszyscy jesteśmy równi i mamy takie same prawa, ale rasizm wciąż jest obecny w umysłach wielu Kubańczyków. Choć na szczęście chowa się on coraz głębiej i głębiej", mówi mi Oscar. W historii nowożytnej Kuba spotyka się z Afryką jeszcze raz, w 1975 roku. Jedziemy na oddaloną o dwadzieścia kilometrów od Baracoa rajską plażę. Piasek ma być tam jeszcze drobniejszy, morze cieplejsze, palmy bardziej rozłożyste. Amerykański Plymouth, rocznik '49, podskakuje na dziurach i wertepach. Nasz kierowca Juan zgadza się, abym na chwilę przejęła stery. Siedząc za kierownicą 60--letniego auta, czuję się jakbym prowadziła wielką ciężarówkę, hamulec działa dopiero po trzykrotnym wdepnięciu, a raczej kopnięciu. Z wielkim trudem zatrzymuję się, a Juan wyskakuje z auta przywitać się z kolegą. "To mój przyjaciel, z którym walczyliśmy ramię w ramię w Angoli", przedstawia nam mężczyznę. Wraz z tysiącami innych Kubańczyków zgłosili się oni na ochotników, by wesprzeć lewicowy, popierany także przez ZSRR Ruch Wyzwolenia Angoli w walce z organizacjami popieranymi przez USA i RPA. Decyzja o zaangażowaniu wojsk kubańskich w wojnę w Angoli była zdecydowanie polityczna. Fidel, powołując się na afrykańskie dziedzictwo i obowiązek niesienia pomocy walczącym o niepodległość, chciał podnieść rangę Kuby na arenie międzynarodowej. Większość społeczeństwa ocenia dziś tę interwencję surowo. Juan jednak swojej decyzji nie żałuje. Pokazuje ślady po kulach w nodze. "Cudem się z tego wylizałem", mówi. Do Angoli wyjechał w wieku lat 20, w Baracoa zostawił żonę w ciąży, wrócił po ponad dwóch latach w 1977 roku. Widząc mój brak zrozumienia, tłumaczy: "Che pomógł nam bezinteresownie, jak ja mogłem więc odmówić braciom z Angoli?! Być może także stamtąd pochodzą moi przodkowie?". Być może historia zatacza koła.